
Nie mówili nic i nie wspominali, żeby nie przywoływać tego, co mogło boleć. Wystarczało tu i teraz.
W 1945 roku Jerzy Arynowicz jako żołnierz Armii Krajowej trafia do komunistycznego obozu, z którego udaje mu się zbiec dopiero po dwóch latach.
Ma jeden cel – dotrzeć w okolice Sanoka i odnaleźć ukochaną
żonę, z którą rozdzieliła go wojna. Nie wie jeszcze, że właśnie dobiegła
tam końca akcja „Wisła”, wskutek której masowo wysiedlono całe wsie i
osady…
Po drodze Jurek ratuje z rąk radzieckiego oprawcy Weronikę
– sierotę, podobnie jak on zaangażowaną w podziemną walkę. Dziewczyna
także się ukrywa i część drogi postanawiają przejść razem. Oboje są
nieufni, odwykli od życzliwości, jednak tak to już bywa, że czasem
łatwiej się zwierzyć przypadkowemu znajomemu. Tylko czy po wyznaniu
najskrytszych tajemnic wciąż pozostaną dla siebie obcy?
Chabrowe
oczy żony, moment, kiedy poznali się w Zakopanem, kilka miesięcy
wspólnego życia – to wszystko pocztówki z minionego świata. Tak
odległego, jakby nigdy nie istniał. Ukrytego za kurtyną bolesnych
przeżyć, które sprawiły, że Jerzy stał się innym człowiekiem. Weronika
nie ma jednak nawet tyle, gdyż dorastała w czasie okupacji. Być może
dlatego wciąż się zastanawia, czy zdoła żyć normalnie, bez
towarzyszącego jej na każdym kroku lęku.
Ostatnie lata powinny
ich nauczyć, że z dostępnych scenariuszy los nie wybiera najłatwiejszych
rozwiązań. Nic więc dziwnego, że w czasie wspólnej drogi czyha na nich
wiele niebezpieczeństw. Czy zapłata za każdy niespodziewany uśmiech losu
okaże się zbyt słona? Niestety, w trybach wielkiej historii jesteś
często tylko nazwiskiem na liście, a jeden urzędniczy świstek może
bezpowrotnie zmienić całe twoje życie. I tylko wspomnień żal…
O miłości napisano już wiele. O jej znaczeniu, sile, niezłomności. O tym, jakim może być wsparciem w czasie największego mroku. Że może być tym jasnym promieniem, w którego kierunku podążamy, wciąż mając nadzieję, że dwa serca spotkają się znów nawet w obliczu wojennej pożogi. Że rozłąka nie zmąci szczęścia, nie osłabi uczucia, które kiedyś było największą radością, a dziś stanowi najcenniejszy skarb, kiedy odarto nas już ze wszystkiego...
Wspaniała to była opowieść, a jej lektura dostarczyła mi tak wielu emocji, że wciąż czuję je w sobie. To taka książka z historią w tle, która wyróżnia się pośród innych z tego gatunku. To jakby na spokojnym oceanie dostrzec jedną, wzburzoną falę, która pędzi w naszym kierunku, by porwać nas w wir wydarzeń. Tak przejmujących, tak bolesnych, a jednak tak eterycznych, nieuchwytnych i pięknych, że nawet nie wiemy, kiedy zauważamy na swoim policzku łzę. Symbol wrażeń i wypełniających serce uczuć balansujących między wzruszeniem a spokojem utkanym na fundamencie nadziei, że to, co złe kiedyś w końcu odejdzie…
Małgorzata Garkowska snuje opowieść o ludziach, którzy doświadczyli najgorszego piekła. O ofiarach bestialstwa, przemocy, traumatycznych chwil, które przetrwali dzięki… „pieprzonemu szczęściu”. Swoje spotkanie mogą zawdzięczać losowi, który zdawał się wiedzieć, co robi, kiedy skrzyżował ich ścieżki. On, poszukujący ukochanej żony, z którą rozdzieliła go wojna. Ona, uciekająca od traumy, która odcisnęła na niej bolesne piętno. Rozbitkowie. Żadne z nich nie do końca wie, czego może spodziewać się za zakrętem, a jednak postanawiają podążać tą powojenną drogą razem. Czy odnajdą to, czego tak uparcie szukają?
To opowieść, która z jednej strony rozdziera nasze serce na drobne kawałki, bo nie sposób przejść bez emocji obok wydarzeń, które były udziałem bohaterów, a z drugiej, otula je ciepłem, nadzieją i wypełnia pokrzepiającą myślą, że, nawet jeśli los bywa podły, a życie nie szczędzi razów, to warto podążać przed siebie, chociażby na ślepo. Bo gdzieś na końcu tej drogi może czekać na nas szczęście. Być może już nie to i nie takie, jakiego pragnęliśmy, jakiego wypatrywaliśmy w błękicie nieba i powolnej wędrówce chmur, ale to nowe, nasze, tożsame z bezpieczeństwem, wsparciem, ukojeniem, które niesie obecność bliskiej osoby. I nawet jeśli przeszłość nieproszona będzie pukać do naszych drzwi, to jest nadzieja na to, że wspomnienia nie będą na wskroś przenikać nas bólem.
Podsumowując:
Wśród tylu powieści z historią w tle trafiłam na prawdziwą perełkę. Doskonale napisaną pod względem realizmu zdarzeń, piękną pod kątem emocji, które, choć bywały trudne, wciąż całą sobą mocno odczuwałam podczas lektury. Małgorzata Garkowska z dużą wrażliwością splata fikcję i prawdę, wrzuca swoich bohaterów w wir wydarzeń, które odmalowane z zachowaniem bolesnych kadrów, stanowią fundament opowieści o miłości, cierpieniu, stracie, a także o poszukiwaniu siebie na zgliszczach wojennej przeszłości. To opowieść utkana na kontrastach. Tutaj nadzieja przeplata się z brakiem wiary w lepsze jutro, miłość z nienawiścią, szczęśliwe wspomnienia z tymi, o których wolelibyśmy zapomnieć… Niezwykle autentyczna, momentami wypełniająca duszę bezbrzeżnym smutkiem, a jednocześnie tuląca do piersi, w której bije serce. A dopóki bije, dopóki kocha, warto żyć, warto budować nowe dobre wspomnienia, których nie odbierze nikt… Polecam!
Komentarze
Prześlij komentarz