Za każdym razem, kiedy brała ten talerz do ręki, czuła się tak, jakby trzymała w dłoni żywe wspomnienia. Był dla niej swego rodzaju sposobem na utrzymywaniu taty przy życiu.
Po śmierci ojca trójka rodzeństwa – Ullis, Andrea i Rasmus – wraca do domu, w którym się wychowała, na urodziny matki.
Andrea stara się
zbliżyć do mamy i siostry Ullis, ale ciągle czuje się wykluczona. Ullis
widzi w młodszej siostrze faworytkę ojca, a Rasmus zmaga się z
wrażeniem, że od zawsze jest w cieniu sióstr.
Trzy różne obrazy
dzieciństwa zderzają się ze sobą. Kto pamięta, jak było naprawdę? Jakie
wydarzenia zostały pominięte? Czy można ufać własnym wspomnieniom? Co
jesteśmy winni naszym bliskim?

Rodzinne relacje nie zawsze są łatwe. Niezależnie od tego, że łączą nas więzy krwi, nasz kontakt może być z jakiegoś powodu ograniczony, a każde spotkanie przebiegać w atmosferze napięcia i niewypowiedzianego żalu. Przeszłość wciąż rzuca cień na teraźniejszość, a my nie potrafimy się od niej uwolnić, pielęgnując w sobie urazy. Bywa, że trwa to latami. Czasami jednak wydarza się coś, co sprawia, że gruby mur dystansu między członkami rodziny zaczyna pękać i kruszeć…
Moa Herngren dała się poznać jako autorka, która doskonale portretuje ludzkie relacje. Emocje, jakie buzują między członkami rodzin, to doskonały materiał dla tej szwedzkiej pisarki, która z dużym wyczuciem, choć w bezkompromisowy sposób obnaża międzyludzkie niesnaski, pretensje i pokazuje je z różnych perspektyw. Nie inaczej jest w przypadku książki „Rodzeństwo”, w której poznajemy trzy różne obrazy dzieciństwa, które zderzają się ze sobą...
Akcja powieści toczy się na przestrzeni stosunkowo krótkiego czasu, a jednak to, oraz wprowadzone do fabuły wspomnienia, pozwalają nam poznać bliżej rodzeństwo, czyli: Andreę, Ullis i Rasmusa, którzy spotykają się na urodzinach mamy. Już ten pierwszy kontakt z bohaterami w czasie wydawać by się mogło wydarzenia, które powinno wywoływać radość, daje nam niejako obraz relacji między członkami rodziny. Pod maską pozornego uśmiechu kryją się stare konflikty, nieporozumienia, pretensje, a także mgliste wspomnienia z dzieciństwa, które każde z nich pamięta inaczej. I ta pamięć właśnie staje się niejako fundamentem opowieści snutej przez Herngren, bowiem autorka pokazuje, jak wielką rolę odgrywa ona w życiu bliskich sobie ludzi, kiedy cechuje ją subiektywny odbiór rzeczywistości każdej z osób zaangażowanych w konflikt.
Autorka stworzyła niezwykle złożony portret psychologiczny rodziny i poniekąd ma to wiele wspólnego z powiedzeniem, że najlepiej wychodzi się z nią na zdjęciu. I to właśnie pewne fotografie są niczym cierń, który wciąż tkwi w sercach niektórych członków familii. Chociaż fabuła rozwija się niespiesznie, to nie sposób dostrzec mnogości emocji, jakie buzują w kontaktach rodzeństwa. Były momenty, że czułam się zagubiona, nie wiedziałam tak naprawdę, kto w tej konfiguracji jest osobą, która cierpi, a kto jest tym, który z egoizmem podchodzi do życia? Finał przyniósł smutną refleksję – w świetle wydarzeń z przeszłości każde z nich po części stało się jej ofiarą…

Moa Herngren ponownie skłania czytelnika do refleksji. Zmusza do tego, by zatrzymał się, choć na chwilę i spojrzał niejako przez pryzmat losów bohaterów na swoją własną rodzinę. To opowieść, która pokazuje, jak niszczący wpływ na fundamenty relacji międzyludzkich mają niezabliźnione rany, niewypowiedziane słowa, a także tajemnice z przeszłości, które są niczym sól sypnięta na otwarte wciąż rany… Konflikty z rodzeństwem mogą udzielać się naszym bliskim, ale nie możemy ich zmuszać, by kontynuowali naszą „walkę” o słuszność racji. A nawet powinniśmy spojrzeć na siebie oczami innych i być może wówczas dostrzeżemy, że krytyka nie zawsze oznacza atak, a odchylenie od naszej „normy” nie jest końcem świata… Rodzinne relacje będą mogły zostać naprawione, kiedy dopuścimy do siebie prawdę i zmierzymy się z nią. A także wówczas, gdy zdołamy wybaczyć wszystko to, co w naszym odczuciu było złe. Dla miłośników powieści psychologicznych lektura obowiązkowa.
Komentarze
Prześlij komentarz