Czasami wystarczy jedno słowo lub ulotna chwila, aby zbliżyć do siebie ludzi.
Słodko-gorzka opowieść o poszukiwaniu nowego początku.
W Japonii, pod drzewami kwitnącej wiśni, można spróbować wagashi – tradycyjnych japońskich słodyczy przypominających małe dzieła sztuki. W jednej z takich cukierni pracuje An-Chan, młody Tajwańczyk, który szuka swojego miejsca w życiu. Tam poznaje Emiko, dziewczynę uwięzioną między rodzinną tradycją a własnymi marzeniami.
Ich losy splatają się na moment – zbyt krótki, by mogli być razem, lecz wystarczający,
aby odmienić ich na zawsze.
Po zawodzie miłosnym, bez przyszłości, której mógłby się uchwycić, An-Chan wraca do Tajwanu. W podupadającej rodzinnej piekarni odkrywa nie tylko przepis na słodkie wypieki, ale i na szczęście. Stopniowo zaczyna rozumieć, że życie nie jest prostą linią, a odpowiedzi przychodzą wtedy, kiedy wcale ich nie szukamy.
Ich losy splatają się na moment – zbyt krótki, by mogli być razem, lecz wystarczający,
aby odmienić ich na zawsze.
Po zawodzie miłosnym, bez przyszłości, której mógłby się uchwycić, An-Chan wraca do Tajwanu. W podupadającej rodzinnej piekarni odkrywa nie tylko przepis na słodkie wypieki, ale i na szczęście. Stopniowo zaczyna rozumieć, że życie nie jest prostą linią, a odpowiedzi przychodzą wtedy, kiedy wcale ich nie szukamy.

Szukając swej drogi, podążaj. Nie zbaczaj z obranego kierunku nawet wtedy, kiedy wydaje ci się, że nie jest pewne, że wiesz, dokąd zmierzasz. To nic, że po drodze przyjdzie ci wiele razy zabłądzić; upaść pod ciężarem doświadczeń. Zapłakać za tymi, którzy pojawią się na twej ścieżce i odejdą, nie oglądając się za siebie. Idź. Bo każde wydarzenie, upadek, człowiek, który pojawi się w twoim życiu, są jego integralną częścią.
Kiedy sięgałam po powieść Kuang Feng, przeczuwałam, że będzie inna, ale że w tej „inności” będzie tkwić jej siła i wyjątkowość. I tak właśnie było. Chociaż jest to jedna z tych historii, których fabuła nie skupia się na biegu naprzód, ale na niespiesznym smakowaniu napływających zewsząd refleksji, to z pewnością zapamiętam ją na długo. Przede wszystkim przez wzgląd na przesłanie, które trafi zwłaszcza do tych, którzy wciąż poszukują swojej drogi…
Bohaterem książki jest An-Chan młody Tajwańczyk, który chcąc chronić swoje złamane serce, postanawia opuścić Japonię i wrócić do swojej ojczyzny. Tam zaczyna pracę w rodzinnym biznesie, która ma być etapem przejściowym, a tymczasem staje się czymś na kształt trampoliny na drodze do odnalezienia siebie i spełnienia swoich marzeń. Czy jego doświadczenia będą słodkie niczym wyroby z cukierni Yang Tzu Tang?
„Cukiernia w płatkach wiśni” to powieść o poszukiwaniu własnej tożsamości, miłości, przemijaniu oraz dziedziczeniu spuścizny po przodkach, która nie jest wyłącznie „spadkiem”, ale także odpowiedzialnością za przyszłość. To niespieszna opowieść, która pozornie wydaje się jednostajna, a jednak w zupełnie niespodziewanym momencie może trafić w najczulsze struny czytelniczego serca i skłonić go do rozmyślań. Lektura książki wywołuje pewnego rodzaju nostalgię za czymś ulotnym. Czymś, co niczym drzewa wiśni jest symbolem przemijania.
Styl autorki jest bardzo oszczędny, niemal ascetyczny, ale w tym minimalizmie zdaje się metoda, bo czytelnik cały czas przystaje, skupiając się na wplecionym w fabule przekazie. To stanowczo lektura dla odbiorcy uważnego, który ponad zwroty akcji ceni sobie drobiazgi, detale, nastrój i klimat książki, którą smakuje się niczym wagashi. Czasami doświadczamy słodyczy, czasami gorzkiej nauczki, jak to w życiu – nic nie jest jednoznaczne, ale zawsze warto poszukiwać i celebrować momenty, które są naszym udziałem. Bo to z nich składa się nasza codzienność i to one kształtują nas samych.
Kiedy sięgałam po powieść Kuang Feng, przeczuwałam, że będzie inna, ale że w tej „inności” będzie tkwić jej siła i wyjątkowość. I tak właśnie było. Chociaż jest to jedna z tych historii, których fabuła nie skupia się na biegu naprzód, ale na niespiesznym smakowaniu napływających zewsząd refleksji, to z pewnością zapamiętam ją na długo. Przede wszystkim przez wzgląd na przesłanie, które trafi zwłaszcza do tych, którzy wciąż poszukują swojej drogi…
Bohaterem książki jest An-Chan młody Tajwańczyk, który chcąc chronić swoje złamane serce, postanawia opuścić Japonię i wrócić do swojej ojczyzny. Tam zaczyna pracę w rodzinnym biznesie, która ma być etapem przejściowym, a tymczasem staje się czymś na kształt trampoliny na drodze do odnalezienia siebie i spełnienia swoich marzeń. Czy jego doświadczenia będą słodkie niczym wyroby z cukierni Yang Tzu Tang?
„Cukiernia w płatkach wiśni” to powieść o poszukiwaniu własnej tożsamości, miłości, przemijaniu oraz dziedziczeniu spuścizny po przodkach, która nie jest wyłącznie „spadkiem”, ale także odpowiedzialnością za przyszłość. To niespieszna opowieść, która pozornie wydaje się jednostajna, a jednak w zupełnie niespodziewanym momencie może trafić w najczulsze struny czytelniczego serca i skłonić go do rozmyślań. Lektura książki wywołuje pewnego rodzaju nostalgię za czymś ulotnym. Czymś, co niczym drzewa wiśni jest symbolem przemijania.
Styl autorki jest bardzo oszczędny, niemal ascetyczny, ale w tym minimalizmie zdaje się metoda, bo czytelnik cały czas przystaje, skupiając się na wplecionym w fabule przekazie. To stanowczo lektura dla odbiorcy uważnego, który ponad zwroty akcji ceni sobie drobiazgi, detale, nastrój i klimat książki, którą smakuje się niczym wagashi. Czasami doświadczamy słodyczy, czasami gorzkiej nauczki, jak to w życiu – nic nie jest jednoznaczne, ale zawsze warto poszukiwać i celebrować momenty, które są naszym udziałem. Bo to z nich składa się nasza codzienność i to one kształtują nas samych.
Podsumowując:
„Cukiernia w płatkach wiśni” to powieść, która jest niczym rytuał parzenia herbaty. Skoncentrowana na rzeczach ważnych, na poszukiwaniu siebie i własnej drogi. A ta nie zawsze jest tak oczywista, narzucona z góry; nie zawsze zaczyna się od wielkich wyborów, które przewracają nasz świat do góry nogami. Bywa, że potrzebujemy na to, by się skrystalizowała, czasu, małych kroczków lub wręcz przeciwnie – zrobienia sobie przerwy, zakotwiczenia gdzieś w jednym miejscu, co może pomóc dostrzec to, co wcześniej było niewidoczne i docenić to, czego wcześniej nie potrafiliśmy docenić.
„Cukiernia w płatkach wiśni” to powieść, która jest niczym rytuał parzenia herbaty. Skoncentrowana na rzeczach ważnych, na poszukiwaniu siebie i własnej drogi. A ta nie zawsze jest tak oczywista, narzucona z góry; nie zawsze zaczyna się od wielkich wyborów, które przewracają nasz świat do góry nogami. Bywa, że potrzebujemy na to, by się skrystalizowała, czasu, małych kroczków lub wręcz przeciwnie – zrobienia sobie przerwy, zakotwiczenia gdzieś w jednym miejscu, co może pomóc dostrzec to, co wcześniej było niewidoczne i docenić to, czego wcześniej nie potrafiliśmy docenić.
Komentarze
Prześlij komentarz