"Kołysanka z Auschwitz" - Mario Escobar [PRZEDPREMIEROWO]

Czasem musimy stracić wszystko, aby zrozumieć, co jest najważniejsze. Kiedy życie odbiera nam rzeczy, bez których - jak dotąd sądziliśmy - nie da się żyć, i zostawia nas nagich wobec rzeczywistości, prawdziwą wartość uzyskuje to, co do tej pory pozostawało niewidoczne".

Tak się akurat złożyło, że ostatnio w moim czytelniczym repertuarze królują książki z historią w tle. Tym razem trafiła do mnie "Kołysanka z Auschwitz" - oparta na faktach historia Helene Hannemann. Jakie wrażenie na mnie wywarła?

Jest rok 1943 kiedy w życiu Helene i jej rodziny pojawiają się funkcjonariusze SS, aby oznajmić im decyzję, na mocy której jej mąż Johann oraz pięcioro dzieci mają zostać zesłani do Auschwitz. Kobieta jest czystej rasy Niemką i może żyć na wolności, jednak decyduje się wyruszyć z rodziną bydlęcym wagonem do Oświęcimia. Na miejscu czeka ich prawdziwe piekło, ciemność, którą rozjaśnić może propozycja doktora Mengele o założeniu przez Helene przedszkola. 
Co to była za książka! Tak mniej więcej brzmiały moje pierwsze słowa po przewróceniu ostatniej strony. I chociaż wiem, że książek dotyczących obozu jest bardzo dużo, to ta na pewno na zawsze wryła mi się w pamięć...
To jedna z tych historii, którą czyta się ze ściśniętym gardłem i łzami w oczach. Poraża ogromem bestialstwa ale przede wszystkim wciąga tak bardzo, że nie sposób się od niej oderwać. Ja jednak dawkowałam sobie jej lekturę, bo moje pierwsze z nią spotkanie skończyło się wizytami w nocy w sypialni moich dzieci, jakimś irracjonalnym strachem i obawą o ich bezpieczeństwo. Tak bardzo wpłynęła ona na moją podświadomość, że nie mogłam spokojnie spać. Cały czas miałam przed oczami wydarzenia w niej opisane. Obrazy niczym klatki na filmowej kliszy przewijały się w mojej głowie. I z jednej strony byłam tym "filmem" zachwycona, a z drugiej byłam przerażona za każdym razem kiedy docierało do mnie to, że to nie jest wymysł wyobraźni autora, nie fikcja literacka, że to wydarzyło się naprawdę!
Abstrahując od tematu Auschwitz, to jest to przede wszystkim historia o wspaniałej kobiecie, matce. Ktoś może powiedzieć - cóż w tym wyjątkowego, że matka poświęca się dla swoich dzieci? Jednak biorąc pod uwagę czas, w którym toczyła się akcja książki, ekstremalne warunki jakie panowały w obozie, to musimy pamiętać, iż w ludziach budziły się wtedy najgorsze instynkty, byli nieprzewidywalni i potrafili poświęcić swoich najbliższych, aby uratować własne życie. 
Helene Hannemann to żona, matka, a nade wszystko kobieta, która pomimo piekła, do którego trafiła z najbliższymi, do końca potrafiła trzymać głowę wysoko podniesioną. Mimo strachu o swoje dzieci, odnalazła w sobie na tyle empatii i wrażliwości, aby oddać się bez reszty pomocy innym dzieciom, aby dać im choć namiastkę normalności, o której w obozie nie mogło być mowy...
Podsumowując:

Tę książkę musicie przeczytać! Na pewno wywoła w was skrajne emocje. Jest to książka, która opowiada o czasach tak bolesnych w historii Europy i świata, jednocześnie skupiając się na dramacie jednostki, w tym przypadku kobiety. Niesamowita, wciągająca, bolesna opowieść o wielkiej sile i bezgranicznej miłości oraz poświęceniu i godności, której nie była w stanie zniszczyć niemiecka machina wojenna. Polecam z całego serca! 

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.
https://www.facebook.com/kobiece/
 

Komentarze

  1. Od samego czytania recenzji , łza kreci się w oku.
    Domyślam się że będzie to ciężka lektura dla Matek ale tez dla kobiet bezdzietnych. Ksiazka oczywiście juz zamowiona.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram

Copyright © NIEnaczytana