"Zostań ze mną" - Lidia Liszewska, Robert Kornacki - PRZEDPREMIEROWO - patronat medialny NIEnaczytana
"I tak się trudno rozstać,
No, jeśli nawet trochę pada, to niech pada!
I tak się trudno rozstać,
Nas zaczarować tutaj musiał chyba deszcz". /K. I. Gałczyński - "Deszcz"/
Przeczytałam "Zostań ze mną" w jeden wieczór. I mam książkowego kaca. Dlaczego?
Matylda i Kosma w końcu mogą być razem. Zaszywają się w swoim miejscu na ziemi i razem wychowują bliźniaczki. Kiedy Matylda wyjeżdża do Włoch, Kosma staje przed wyzwaniem ogarnięcia córek, domu i biznesu. Czy ta miłość będzie miała szansę na szczęśliwe zakończenie, kiedy w życiu Kosmy pojawi się kobieta z przeszłości?
Historię Matyldy i Kosmy pokochałam od pierwszego tomu. Zaczęło się tak niewinnie - od listu. W dzisiejszych czasach, gdzie króluje internet i wiadomości SMS. A tutaj dwoje ludzi pisze o miłości, która zrodziła się niejako ze sztuki epistolarnej. Pamiętam każdą emocję jaką wywołała we mnie ta opowieść. Każdy uśmiech i każdą łzę, która spłynęła po moim policzku, chociaż niełatwo mnie wzruszyć. Nie będzie sekretem kiedy powiem, że "Zostań ze mną" była jedną z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie premier tej wiosny. I tak dalej, i tak dalej... Mogłabym mnożyć elementy, które świadczą o tym, że ta historia jest wyjątkowa. Ale tego nie zrobię.
Czy przyglądaliście się kiedyś szybom w czasie deszczu? Krople spływające po nich mają w sobie taką nostalgię. Jako małe dziecko wyobrażałam sobie, że każda z nich ma swoje życie i każda bardzo szybko musi dokonać swojego żywota na framudze okna. Dlaczego nawiązuję do tak trywialnej czynności? Bo ta historia zrobiła ze mną to, co z kroplami deszczu "robi" szyba. Najpierw pięknie chłonęłam ją całą sobą, aby nagle rozbić się o ścianę. I co dalej ja się pytam Panie Kornacki, Pani Liszewska? Co ja mam ze sobą zrobić? Zaserwowaliście mi taki emocjonalny rollercoaster, że macie zagwarantowane miejsce w czołówce w moich prywatnych TOP - ach, do których dostają się tylko nieliczni. Bo tylko nieliczni potrafią stworzyć taką historię, która w mojej subiektywnej ocenie, warta jest zapamiętania...
Nie chcę wam dużo zdradzać, bo nie chcę wam odebrać możliwości samodzielnego przeżywania tej książki. Gwarantuję wam, że będziecie zaskoczeni. Ja byłam. A może... Może wcale nie. I chociaż na pewno w wielu z was obudzą się skrajne emocje, być może padnie jakiś niewybredny komentarz pod adresem tego autorskiego duetu, to suma summarum stwierdzicie, że droga, którą podążyła ta dwójka była jedyną możliwą, aby móc powiedzieć z całą stanowczością: jakie to było dobre!
P.S.
Zapomniałabym - zwróćcie uwagę na wiersze - niepozorne wersy wplecione w
fabułę, a nawet w tej mini formie zawarto tak wiele emocji. Chapeau bas!
Podsumowując:
Mogłabym mówić, że to książka, która porusza ważny temat dotyczący osób chorych na stwardnienie rozsiane - i to byłaby prawda. Mogłabym podkreślić fakt, że Kosma, który tak bardzo wkurzał wiele czytelniczek swoim przedmiotowym podejściem do kobiet, przeszedł prawdziwą przemianę - i nie minęłabym się z prawdą. A ja przewrotnie powiem wam tylko, że dawno żadna książka mnie tak nie... zaskoczyła? Skołowała? Przeczołgała emocjonalnie? Zostawiła we mnie trwały ślad, którego wcale nie chcę usuwać - stała się częścią mnie.
Za
możliwość przeczytania, zrecenzowania oraz objęcia książki patronatem
medialnym dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.
Jestem ciekawa pracy twórczej tego duetu. 😊
OdpowiedzUsuń