"Zbrodnia po irlandzku" - Aleksandra Rumin

- Oj, Pawełku! Jak cię uczyłem?! "Stać! Policja!", a nie od razu rzucasz się do powalania klienta. A jak to jest zupełnie niewinny obywatel, co?! - Jak niewinny, tatuś?! Przecież w dresie jest, znaczy się, że element przestępczy!"
Palmę pierwszeństwa w kategorii "rozśmieszaczy" dzierżyła do tej pory, w moim prywatnym rankingu, Joanna Szarańska. Czy Aleksandrze Rumin udało się odebrać jej ten tytuł?

Egzotyczne wycieczki to niebezpieczne hobby. Co roku kilkuset spragnionych wrażeń Polaków ginie podczas wakacyjnych wojaży. Dlatego nikogo nie dziwi, że nieszczęścia dotykają również uczestników wyprawy do Irlandii z biurem podróży „Hej Wakacje”. Nikogo poza pilotem wycieczki, którego męczy przeczucie, że coś tu nie gra. Tomasz Waciak nie ma jednak czasu na dochodzenia, bo musi się użerać z irlandzką pogodą, roszczeniową starszą panią, ciągłymi zmianami programu, zatruciami pokarmowymi i nieprzepartą ochotą, żeby strzelić sobie drinka. Albo trzy.
Miało być śmiesznie. Początek był bardzo obiecujący. Sam pomysł na stworzenie tej historii przypadł mi z miejsca do gustu i byłam bardzo ciekawa, jak rozwinie się akcja. Podróż rodaków do Irlandii, tym razem w charakterze turystów, wydawała się zwiastować dobrą zabawę. I faktycznie tak było. Autorka stworzyła bowiem ekscentryczne postaci, których zachowanie było, delikatnie mówiąc, absurdalne. Ale to właśnie oni w książce Aleksandry Rumin tworzą cały komediowa klimat. Moim "idolem", poza Baronową Raszplą oczywiście, został Tomek, rezolutny "anonimowy alkoholik", który brylował w roli pilota z prawdziwą gracją radząc sobie z kolejnymi przeszkodami i nieprzewidzianymi atrakcjami, jak chociażby kolejny trup w ekipie, która była pod jego opieką. 
W tej komedii zabrakło mi jednak momentów, w których zaśmiewałabym się w głos, a nawet powiem więcej - jak dla mnie, czasem wiało nudą. Po początkowym zachwycie przyszło znużenie, czekałam na powiew świeżości, coś co mnie zaskoczy. I chociaż absurd sam w sobie ma duże pokłady komizmu, to jak dla mnie było go za dużo. 
Niemniej jednak autorka świetnie oddała wizerunek Polaka za granicą. Przedstawiła w książce zachowania rodaków na wakacjach, a jej spostrzeżenia są jak najbardziej trafne. Choć oczywiście w tej materii, nie ma się czym chwalić. 😄 
To co mogę stwierdzić po lekturze książki Aleksandry Rumin to, że sama chętnie skorzystałabym z oferty Biura Podróży "Hej Wakacje". Mam tylko nadzieję, że udałoby mi się wrócić do Polski w jednym kawałku. Ale czego się nie robi dla niezapomnianych wrażeń? Ahoj przygodo! 
Podsumowując:

Czytając "Zbrodnię po irlandzku" miałam wrażenie, że pławię się w oparach absurdu. I choć nie można odmówić autorce umiejętności uchwycenia zachowań rodaków za granicą w "literackim kadrze", to, w myśl zasady: "co za dużo, to nie zdrowo", momentami czułam przesyt. Cała historia ma wydźwięk jak najbardziej komediowy, jednak mnie osobiście zabrakło fragmentów, które tak naprawdę by mnie rozśmieszyły. Niemniej całość oceniam, w skali 1 - 10, na mocne 7. 

Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Initium.

https://www.facebook.com/wydawnictwo.initium/




Komentarze

  1. Czytałam "Zbrodnię i Karasia", więc i na tę mam ochotę.Jeszcze do niej nie dotarłam. jestem ciekawa porównania swoich wrażeń z ta recenzją "Co za dużo to nie zdrowo" - to prawda...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

instagram

Copyright © NIEnaczytana