"Za zasłoną chmur. Wiatr ze Wschodu" - Maria Paszyńska [PRZEDPREMIEROWO] - patronat medialny NIEnaczytana

 

Każdy nosi w sobie opowieść, która pewnego dnia musi z niego wypłynąć, by opadły ostatnie więzy, by móc wreszcie stać się wolnym".

Czekałam i nie czekałam zarazem. Chciałam poznać finał tej historii, ale nie podejrzewałam, że to rozstanie wywoła we mnie tak wiele emocji...

Wielki finał bestsellerowej serii o miłości, przyjaźni i nienawiści .
Lata 30. XX wieku. Nad Związkiem Radzieckim wschodzi gwiazda Czerwonego Cara. Stalin skupia wokół siebie coraz większą władzę. By wesprzeć Kobę, Borys Bogdanow postanawia przejąć majątek Birsztejnów. Porzucona przez męża Tatiana wydaje się łatwym łupem…
Cudem ocalała Anastazja budzi się w szpitalu. Nie może pojąć, dlaczego przeżyła, skoro tak bardzo pragnie śmierci. Życie bez ukochanego nie ma dla niej wartości.
W oddalonej o setki kilometrów Warszawie Kazimierz usiłuje odnaleźć prawdę o sobie. Rzuca się w wir pracy na politechnice, gdzie zaprzyjaźnia się z inżynierem Stanisławem Wigurą i pilotem Franciszkiem Żwirką. Czy zdoła odciąć się od przeszłości? Czy ostatecznie porzuci żonę i syna? A przede wszystkim – czy będzie w stanie zapomnieć o Anastazji?
Za zasłoną chmur to przejmująca podróż z Petersburga i Warszawy na gnębioną wielkim głodem Ukrainę, gdzie człowieczeństwo zostaje wystawione na największą próbę.
 

Tak trudno mi się pogodzić… Tak trudno mi się pogodzić z tym, że to już ostatni tom serii „Wiatr ze Wschodu”. Ciężko przewracać ostatnią stronę, kiedy buzują emocje. Bo ostatnia część jest nimi naszpikowana. Autorka zaprosiła mnie po raz ostatni do świata swoich bohaterów. Nie spodziewałam się jednak, że tak bardzo przeżyję wszystko to, co postanowiła im zgotować. Naprzemiennie traciłam nadzieję i ją odzyskiwałam, wierząc, że niektóre jej decyzje da się zmienić. Że przewrócę kolejną stronę i okaże się, że to był tylko sen… Niemy sprzeciw, dla niektórych wydarzeń, ustąpił jednak pełnej zgodzie i wtedy już dałam się ponieść tej historii, która porwała mnie swoim nurtem aż do finału. Bo ona po prostu nie mogła zakończyć się inaczej.
 
Przeszliśmy długą drogę...

Drogę, którą przemierzałam z bohaterami. Wsiąkłam w ich świat i niepostrzeżenie stałam się jego częścią. Maria Paszyńska tak stworzyła swoją opowieść, że zagłębiając się w lekturze, przenosiłam się do miejsc, w których akurat przebywali. Byłam dumna z pierwszych sukcesów Nuti. Z przerażeniem obserwowałam poczynania Borysa. Było mi żal Tatiany, której miłość została wzgardzona. Drżałam ze strachu, kiedy bohaterowie znaleźli się w niebezpieczeństwie. Z oczami pełnymi łez wzruszenia obserwowałam, jak rozkwita TA miłość. Uczucie, które się nie zdarza, a jednak IM się zdarzyło. Tak piękne, jak z bajki… „Pamiętasz bajkę o Elif? […] Elif jest córką sułtana. Została porwana przez złych ludzi i przewieziona do zimnej, ciemnej, wietrznej Rosji, pełnej kontrastów, nieprzebytych stepów, przerażających ogromem przestrzeni, i ciasnych gęstwin lasów…”.

Przeszliśmy długą drogę...

Drogę wyboistą, bo na naszych bohaterów czekały kolejne wyzwania, kaprysy losu, ludzka podłość. Autorka cały czas sprawdzała ich wytrzymałość na naszych oczach. Ale ja wiedziałam, że podołają. Silne postaci gotowe do wszelkich poświęceń. Wbrew okolicznościom… Otwarte na przyjaźń, która była, a przecież jej nie było. Na odejście, które miało być początkiem nowego życia, próbą odnalezienia prawdy o sobie, ale los wciąż pchał w innym kierunku, a przeszłość nie dawała o sobie zapomnieć.

Przeszliśmy długą drogę...
 
Autorka w ostatnim tomie postawiła na emocje, ale nie zabrakło historii. Tak ciężko było stanąć twarzą w twarz z Hołodomorem, wielkim głodem na Ukrainie. Patrzeć, jak okrutnie obszedł się z ludźmi, jak wielkie zebrał żniwo. Odebrał bliskie osoby. Tak, wiem, że piszę o książce, ale nie sposób nie postrzegać tego w ten sposób, kiedy czujemy się częścią powieści. Napisanej z rozmachem i tak obrazowo, że miałam wrażenie, że stoję i patrzę na to wszystko z oczami pełnymi łez i nic nie mogę zrobić… Bardzo boleśnie odczułam tę bezradność.

Przeszliśmy długą drogę...
 
Zza zasłony chmur wyłania się słońce. Ciepło ogrzewa ludzkie twarze. Niektórych z nich już nie zobaczymy… Smagane batami losu, który nie dla wszystkich był łaskawy. Słońce, które daje nadzieję na lepszą przyszłość. I choć pewne ich „rany nie zniknęły, nie zabliźniły się ostatecznie”, to z uśmiechem spoglądam na nich, jak pełni ufności zaczynają nowy rozdział swojego życia.

Podsumowując:
 
„Przeszliśmy długą drogę [...]”. A każda podróż kiedyś się kończy. Bardzo trudno było mi się rozstać z bohaterami, a jednocześnie cieszę się, że mogłam ich poznać. Dziękuję Marii Paszyńskiej za wspaniałą opowieść, która pewnego dnia pojawiła się w jej głowie. Za to, że chciała się z nami nią podzielić. Dziękuję wydawnictwu, że postanowiło oddać ją w ręce czytelników. To była długa droga… i cieszę się, że mogłam przejść ją razem z Wami. Nadal mocno wierzę, że ta historia trafi kiedyś na szklany ekran. Że kadry wyświetlane przez moją wyobraźnię, będą mogli zobaczyć inni. Polecam Wam tę pełną emocji, wielkiej polityki i historii, a nade wszystko miłości opowieść, która była jedną z najpiękniejszych, jakie dane mi było przeczytać.
 

Książkę można zamówić tutaj: KLIK

Wpis we współpracy z Wydawnictwem Książnica.

https://www.facebook.com/Wydawnictwo-Ksi%C4%85%C5%BCnica-1712601658770030/

 

Komentarze

instagram

Copyright © NIEnaczytana