"Czas złych snów" - Magdalena Wala [PRZEDPREMIEROWO] - patronat medialny
Ostatnie miesiące odarły ją ze złudzeń. Miłość jej nie nakarmi ani nie zapewni jej najbliższym bezpieczeństwa.
Zaraz jednak uświadomiła sobie ważną rzecz. Nie powinna tak myśleć. Nie, żywione uczucie nie mogło zaspokoić fizycznych potrzeb, jednak w jakimś sensie ją ratowało. Wspomnienie radosnych chwil podnosiło ją na duchu i chroniło przed zwątpieniem. Przed popadnięciem w apatię i biernym poddawaniem się wydarzeniom".
Drugi tom przejmującej serii "Między jeziorami".
Kilka tygodni po rozstaniu z Piotrem Amalia wraz z innymi mieszkankami Schönwalde ucieka przed zbliżającymi się Sowietami. Mroźna zima utrudnia ewakuację i kobietom nie udaje się dotrzeć w głąb Rzeszy. Kiedy wycieńczone uciekinierki trafiają na oddziały wroga, na własnej skórze doświadczają bestialstwa Rosjan. Muszą szukać kolejnych kryjówek, a ostatecznie podejmują decyzję o powrocie do rodzinnej wioski. Mają nadzieję, że najgorsze już za nimi…
Czy Amalii uda się połączyć z rodziną? Co ją czeka w miejscu, które nazywała domem? I czy w czasie wojennej zawieruchy ponownie spotka się z Piotrem?
Czytałam. Wydawało mi się, że czuję przeszywające mnie zimno. Przecież wiem, jak to jest, kiedy jest mi zimno, prawda? Czułam ból. Byłam wstrząśnięta tym, co spotkało te kobiety, te dziewczynki… Przecież potrafię nazwać swoje emocje, tak myślę... Wydawało mi się – te słowa w przypadku powieści Magdaleny Wali zdają się kluczowe. Bowiem tego, co opisała autorka, co stanowi zlepek prawdziwych historii wielu kobiet, nie da się poczuć, współodczuwać, pojąć, a już nade wszystko zaakceptować…
Długo biłam się z myślami, co napisać o tej książce. Nie potrafiłam ubrać w słowa moich odczuć. Cokolwiek udało mi się skreślić, nieco trzęsącą się ręką, zaraz kasowałam. Nie! To za mało. Za błahe. Nie takie… I choć wciąż jestem pełna obaw, że ta oto opinia jest niewystarczająco dobra, by oddać mój podziw, tak – myślę, że to dobre słowo, to postanowiłam spróbować. Jeśli to za mało, to… przepraszam.
„Czas złych snów” to jedna z tych pozycji, które czytamy z zaciśniętym gardłem. Uderza w nas brutalność, okrucieństwo, bezduszność i nieludzkie postępowanie. Nawet jeśli mieliśmy okazję zaznajomić się z innymi tytułami, które przedstawiają fakty z najmroczniejszego okresu historii, to nie uciekniemy przed emocjami, jakie wywołuje w nas lektura tej powieści. I wciąż zastanawiam się, czy określać ją tym mianem. Bo mimo że postaci bohaterek są fikcyjne, to Magdalena Wala „wtłoczyła” w fabułę swojej książki cały ogrom wiedzy i prawdy, która jest niewygodna, ale tak właśnie było. TAK wyglądało piekło kobiet, które w Prusach Wschodnich zimą 1945 roku musiały stanąć twarzą w twarz ze strasznym obliczem wojny, mimo jej schyłku. Wydawać się mogło, że kres działań zbrojnych, wieńczy wieloletnią gehennę ludzi, którzy walczyli, by przetrwać w tych okrutnych czasach. Nic bardziej mylnego i to z całą mocą próbuje pokazać Magdalena Wala. I robi to w sposób niepozostawiający złudzeń, naturalistyczny, na wskroś bolesny, bowiem, jak sama napisała, dla niej to też było trudne doświadczenie, aby zmierzyć się z tym, czego dowiedziała się podczas pracy przy tej powieści. I to czuć! Czuć, jak bardzo bolała ją każda postawiona litera. Każda linijka tej historii. Ja to czułam. Chciałabym czytać ją, mając „oczy szeroko zamknięte”. Widzieć, wiedzieć, pamiętać, ale odwrócić wzrok przed przebiegłą wyobraźnią, która podsuwała mi kolejne obrazy. Stworzone z opisów kadry, które na zawsze już pozostaną w moim sercu, tkwiąc w nim niczym bolesny cierń. I wiecie co? Jestem zachwycona tą powieścią! Wiem, to określenie nijak ma się do całego bestialstwa, jakie znajdziemy na jej kartach. Ale jest to tak bardzo wartościowa i ważna opowieść, że będę polecać ją każdemu, kto ma otwarty umysł i serce, aby ocalić, wspólnie z autorką, tamte wydarzenia od wiecznego zapomnienia…
Chociaż ta powieść naznaczona jest bólem, to nie zabrakło w niej jasnego promyka nadziei. Jej bardzo wątłego płomienia podtrzymywanego wspomnieniami. O dobrych czasach, a przede wszystkim o miłości. Uczuciu, które stało się kwintesencją piękna w tak trudnym okresie. Zakazanym przez wzgląd na podziały, jakie narzuciła wojna. W powieści Magdaleny Wali to właśnie miłość zdaje się „paliwem napędowym”, ogrzewającym zmarznięte ciało, serce i… duszę, pomimo siarczystego mrozu. To ona dodaje siły, by przetrwać nawet wtedy, kiedy nie ma już nic…
Podsumowując:
„Czas złych snów” to książka, która na stałe zapisze się w moim prywatnym rankingu najlepszych powieści z historią w tle. Ogromnie doceniam wkład autorki oraz fakt, że poświęciła tak wiele pracy i… kawał swojego serca, aby ujrzała ona światło dzienne. To opowieść niezwykle trudna pod każdym względem, ale… musicie ją poznać! Powieść o wielkiej sile, która wciąż jest, nawet jeśli ciało i umysł odmawiają posłuszeństwa; nawet w momentach największego upodlenia, głodu i bólu… Historia o niezwykłej przyjaźni, poświęceniu, kobiecej solidarności w czasach, w których największe i najgorsze okrucieństwo miało ludzką twarz. To jedna z tych opowieści, które w naturalistyczny wręcz sposób pokazują, że to właśnie człowiek człowiekowi zgotował taki los. Tak trudno jest nam to wciąż pojąć, tak bardzo boli fakt, że autorka na kartach książki opisała prawdziwe wydarzenia, ale to stanowczo na tyle ważne, że nie możemy o tym zapominać. Nigdy! Polecam.
Książkę można zamówić tutaj: KLIK
[materiał sponsorowany przez Wydawnictwo Książnica]
Komentarze
Prześlij komentarz