TU DZIEJE SIĘ MAGIA, czyli moje miejsce do pisania - AGNIESZKA LIS - "HUŚTAWKA"


Dziś swoje premierę ma "Huśtawka", najnowsza książka Agnieszki Lis. Z tej okazji autorka zdradziła mi kilka sekretów, związanych z jej miejscem do pisania.

Twoje ulubione miejsce do pisania to ...?

Piszę zazwyczaj przy swoim biurku. W domowej bibliotece. Ten pokój to było moje marzenie, miało być w nim miejsce na wszystkie książki i dużo, dużo więcej. A tymczasem… Książki stoją na bibliotecznych regałach w dwóch rzędach i brakuje już półek. ☺
To ponadstuletnie biurko jest prezentem od mojego męża na urodziny. Ma plamy na fornirze i skrzypiące drzwiczki oraz niepraktyczne szuflady – nie da się zamknąć drzwiczek, jeśli któraś z szuflad (ciężko się przesuwają! Nie mają prowadnic ;-) nie jest idealnie dosunięta. Poza tym biurko jest duże, przestronne, od przodu też ma dodatkową półkę i niewielkie szafki na książki.
Mówiąc inaczej, jest meblem z historią i bardzo je lubię.
Wiele razy już myślałam o tym, żeby wynieść się z pisaniem na taras, w „okoliczności przyrody”, ale przy tym biurku coś mnie trzyma.
Chociaż potrafię też pisać w niemal dowolnych warunkach, jeśli jest taka potrzeba. Nie lubię tracić czasu ☺
 
Podczas pisania „podręczny must have” to … ?

Nie specjalnie skupiam się na tym, co jest mi potrzebne do pisania. Głowa jest niezbędna i komputer. Ręczne pisanie by mnie wykończyło, przede wszystkim w zakresie późniejszych poprawek. Zresztą, nie byłabym w stanie odczytać tego, co napisałam. Gdy się spieszę, bazgrzę przeokropnie. A piszę szybko, tak jak myśl mi przylatuje i odlatuje. Palce dają radę (w końcu jestem pianistką), ale pióro na pewno by nie nadążyło

Zawsze mam koło siebie kubek z herbatą – czarną albo ziołową.

Poza tym lubię mieć porządek na biurku, dużo miejsca, co jest raczej ideą niż rzeczywistością. Okazuje się bowiem, że porządek lubią wszyscy, fajnie się przebywa w takim „ogarniętym” otoczeniu, w związku z tym przychodzi do mnie mój syn (zawsze coś od siebie zostawi na owym biurku), mąż (zawsze coś zostawi), młodszy syn (zawsze coś zostawi)… i ostatecznie muszę wygospodarowywać dla siebie trochę przestrzeni odsuwając stertę kompletnie mi niepotrzebnych rzeczy.

Na czym najczęściej notujesz swoje pomysły dotyczące książek ?

Serwetki. Bilety (różne, teatralne, kinowe, autobusowe). Paragony. Broszury. Ulotki. Zakładki. Pisałam już kredką do oczu, konturówką do ust i szminką. W tej chwili często notuje w telefonie. Ot, znak czasów.
Ale generalnie – raczej zapamiętuję, niż notuję. Uważam, że jeśli coś „uleciało” z głowy, to raczej nie było warte zapamiętania.

Dlatego też nie noszę ze sobą notesu, chociaż mam kilka, i to pięknych.

Jak wszystko jednak także i to ma dwa końce. Czasem mi tego notesu brakuje i wtedy… cóż, szminka i paragon. ☺
Moje natchnienie czerpię z … ? 
 
Z życia. Tutaj nie ma żadnej tajemnicy. Widzę dokładnie to samo, co wszyscy dookoła. Może tylko obserwuję baczniej, staram się robić to uważnie. Nigdy nie wiem, dlaczego „coś” mnie poruszy i potem rozwinie się w większą historię. To się po prostu dzieje i już.

Najczęściej piszę … ?

Mam na to bardzo nieromantyczną odpowiedź. Wtedy, kiedy mam czas. Zwykle odwożę dzieci do szkoły, potem ogarniam trochę dom, obiad, pranie, zakupy, jakieś prozaiczne sprawy. Popołudniami pracuję (szkoły muzyczne zaczynają lekcje dopiero po szkołach ogólnokształcących), mogę więc pisać w tak zwanej przerwie. Czasem to jest dwadzieścia minut, czasem dwie godziny. Jeśli jestem w procesie pisania, to wyznaczam sobie dzienny limit znaków i w przypadku, gdy nie uda mi się zrealizować planu, piszę wieczorem. Jest to jednak dla mnie trudne o tyle, że wracam z pracy zmęczona, muszę zadbać jeszcze o dzieci, częstokroć odrobić lekcje, zwyczajnie porozmawiać. W praktyce mogę siąść do komputera około dwudziestej drugiej. O tej porze głowa nie pracuje mi już tak sprawnie jak w dzień, pisze mi się gorzej, dłużej. Ale cóż, takie życie – pracę trzeba wykonać.
Proszę opowiedz w kilku słowach o swojej nowej książce.
To jednotomowa saga rodzinna. We wszystkich opisach funkcjonuje jako opowieść o trzech pokoleniach, jednak tak naprawdę są tam pokolenia cztery. Z tym, że to czwarte takie malutkie. ☺ Za to przyszłościowe.

Zależało mi jednak, żeby ta książka to było ciut więcej, niż tylko opowieść o życiu dwóch sióstr, ich matki i córki jednej z nich. Ma dość nietypowego narratora, który… nie, przecież nie mogę opowiedzieć za dużo.

Myślę, że przede wszystkim jest to opowieść o tolerancji, otworzeniu się na drugiego człowieka, o czym tak często w biegu codzienności zapominamy. Niestety, dotyczy to także naszych najbliższych, a to przecież źle, fatalnie nawet dla więzi rodzinnych.
Mam nadzieję, że ta historia spodoba się Czytelniczkom i Czytelnikom. ☺

Bardzo dziękuję za rozmowę. 

/zdjęcia miejsca do pisania: nadesłane przez autorkę/

Komentarze

Prześlij komentarz

instagram

Copyright © NIEnaczytana