"Powrót do Lwowa" - Monika Kowalska - patronat medialny

 

I nagle dotarło do niej, że naprawdę liczy się tylko dobro, tylko dobre chwile. Tylko takie się zapamiętuje i podąża od jednej do drugiej i do następnej, wyznaczając swój własny szlak życia".

Wystarczy zamknąć oczy i zrobić jeden krok, by cofnąć się w czasie i znowu trafić do Lwowa. A trzeba tam wrócić, żeby lepiej poznać Wrocław…

Adela odzyskała spokój oraz kontrolę nad własnym życiem, ale staje przed nową życiową rolą – będzie babcią. Nie ma wpływu na decyzje podejmowane przez swoich najbliższych, a oni są bezbronni wobec burzliwych wydarzeń dwóch ostatnich dekad dwudziestego wieku, które przecież nie omijają Wrocławia. Stan wojenny, trudna rzeczywistość lat 80., przemiany gospodarcze początku lat 90., powódź tysiąclecia… Jak postąpić, aby nikogo nie skrzywdzić, nie wstydzić się swoich wyborów i pozostać w zgodzie ze sobą? Jak wytłumaczyć ten trudny świat najmłodszemu pokoleniu, które rodzi się i dorasta na tych ziemiach?
Finałowy tom serii dwa miasta, w którym opowieści o współczesnym Wrocławiu przeplatają się z historią ogarniętego II wojną światową Lwowa.

 

Moja babcia miała siwe włosy. Jak gołąbek, jak zwykła mawiać moja mama. Pamiętam, że w dotyku były tak miękkie, niczym pierwszy meszek na główce noworodka. Moja babcia pachniała domem. Słodyczą świeżo upieczonego ciasta drożdżowego, koniecznie z grubą warstwą kruszonki. I rabarbarem, z własnego ogródka oczywiście! Moja babcia piekła chleb, robiła makaron. Jak dziś pamiętam, jak zapamiętale wałkowała ciasto na cienki placek, by potem kroić, a w późniejszym czasie, przepuszczać przez maszynkę do tego specjalnie przeznaczoną. Zawsze przepychałyśmy się z kuzynkami, która dostąpi zaszczytu, by samej tego spróbować… Moja babcia była i... już jej nie ma… A mnie została po niej cała gama aromatów, które z upływem czasu zdają się ulatywać w pustą przestrzeń mijających lat. Jak zatrzymać ten zapach?
Nadszedł ten moment, kiedy przyszło się pożegnać. Nie potrafię zrobić tego z honorem, zawsze płaczę, zamykając książkę, która wieńczy serię. Zwłaszcza jeśli jest to cykl, który od pierwszego tomu zapadł mi w serce. A tak właśnie jest z „Dwoma miastami” Moniki Kowalskiej. To opowieść napisana emocjami, wspomnieniami, nostalgiczna, ciepła, pełnia miłości i poszanowania dla tego, co było. Dla tych ulic, którymi przechadzali się przodkowie, dla tych domów, które zastąpiły nowoczesne budynki. Dla tych starych drobiazgów, które są symbolem czasów, które już minęły… I ona je spisała, tworząc rodzinę Szubów. Ich losy dały nam możliwość poznania i zakochania się… w dwóch miastach. Dlatego tak ciężko powiedzieć jest... żegnaj!
„Powrót do Lwowa” to dla mnie powieść wielowymiarowa. Ów powrót bowiem zdaje się niejednoznaczny. Mamy bowiem powrót do historii o Szubach, do której tęsknili miłośnicy serii. Do tytułowego miasta, które czytelnik ma okazję w tym tomie zobaczyć z dwóch perspektyw: miejsca, które pozostawiło po sobie jedynie bolesne wspomnienia, a także miasta, które kojarzy się z dziecięcą beztroską, z czasami, o których istnieniu chce się pamiętać, do którego chce się… wrócić. Aż wreszcie powrót, który jest dla mnie tożsamy z sentymentalną podróżą do lat dzieciństwa. Do tych chwil spędzonych z babcią, bowiem w książce znajdziecie również wyjątkową relację jednej z seniorek roku Adeli i jej wnuczki Agnieszki. Autorka pokazuje, jak pięknie mogą się różnić przedstawicielki poszczególnych pokoleń, a jednocześnie, jak mogą sobie być bliskie. Dla mnie jednak lektura powieści przywołała także smutną refleksję, że oto nie było mi dane nigdy zapytać mojej babci o jej przeszłość. I już nie będę miała takiej okazji, a przecież być może, że w jej wspomnieniach ukryta była kolejna historia, którą warto ocalić od zapomnienia… Tak jak to zrobiła Monika Kowalska.
Zrobiła to i podzieliła się częścią siebie, ukrytą między wierszami szczególnie na kartach ostatniego tomu, ze swoimi czytelnikami. Dała nam możliwość śledzenia wydarzeń, dwóch przestrzeni czasowych, które dzieją się w powieści naprzemiennie, pozornie niezależne, finalnie przynoszą zaskoczenie, kiedy ścieżki bohaterek krzyżują się ze sobą. Dała nam pełnokrwistych bohaterów, zwłaszcza kobiece postaci, bowiem w książce takich nie brakuje. To one nadają jej charakteru swoją niezłomnością, odwagą, siłą, która wiele razy ratowała je z opresji. Trzymała w ryzach w momencie kryzysu i stanowiła stabilny fundament dla członków ich rodzin.

Podsumowując:

Serię Moniki Kowalskiej pokochałam od pierwszego tomu. Urzekła mnie plastycznością języka i ukrytą między wierszami miłością do miasta, a dokładnie do dwóch miast. I to ich ulicami ma okazję przechadzać się czytelnik, chłonąc ich wyjątkowy klimat, obserwując, jak bardzo się zmieniły wraz z upływem czasu. Być może ten swego rodzaju pamiętnik jest jedynym w swoim rodzaju obrazem miejsc, których już nie ma… Dlatego ta seria jest tak wyjątkowa. To w niej możecie je oglądać, odmalowane wprawną ręką autorki. „Wystarczy się pochylić, nachylić, zajrzeć, a zobaczy się to bardzo wyraźnie”. Dlatego zachęcam Was, byście się pochylili nad lekturą. A ja? Cóż… ja ze łzami w oczach żegnam się ze Lwowem i Wrocławiem, tymi z książek autorki, a serię polecam z całego serca.

Książkę można zamówić tutaj: KLIK

 

[materiał sponsorowany przez Wydawnictwo Książnica]

https://www.facebook.com/Wydawnictwo-Ksi%C4%85%C5%BCnica-1712601658770030/

 

Komentarze

instagram

Copyright © NIEnaczytana