"Po tamtej stronie lustra" - Magdalena Majcher

 

Ile tragedii, tyle sposobów radzenia sobie z traumą".

Nic nie zapowiadało tragedii. Agata i Rafał tworzyli udany związek, doczekali się narodzin upragnionego dziecka. Nagła śmierć ich ukochanej córeczki zmienia wszystko.

Agata z dnia na dzień wpada w coraz większy obłęd, Rafał początkowo próbuje wspierać żonę, ale w końcu ucieka w pracę. Małżonkowie coraz bardziej się od siebie oddalają.
Czy istnieje dla nich ratunek? Czy rodzina po ogromnej tragedii nadal może być całością?
Po tamtej stronie lustra to wiwisekcja rozpadającego się małżeństwa i próba znalezienia odpowiedzi na pytanie, czy warto za wszelką cenę walczyć o związek? A może po prostu niektórych małżeństw nie da się uratować i najlepszym rozwiązaniem jest rozstanie, które będzie początkiem nowego życia?
 
Czasami trafiają w nasze ręce takie książki, które wywołują skrajne emocje. Są momenty, że podczas lektury chcemy zamknąć je z hukiem, nie jesteśmy bowiem w stanie czytać ich bez buzujących uczuć, a po chwili do nich wracamy z nadzieją, że nasze odczucia się ustabilizują, że odnajdziemy początek, środek, aż wreszcie clou całej historii. Wbrew pozorom takie powieści są trudne do przetrawienia. One bolą nas od środka, a ból jest tak namacalny, że momentami ciężko oddychać. Bywa, że czujemy złość na to, co się wydarzyło, jak również na bohaterów, którzy nie zawsze wzbudzają naszą sympatię…
Magdalena Majcher w nowej powieści wzięła na tapet bardzo trudny temat. Nie ukrywam, że nie była to łatwa lektura, zresztą opowieść traktująca o stracie, szczególnie dziecka, nigdy taka nie jest. Czytając, miotałam się, bo z jednej strony tak bardzo współczułam bohaterom tego, z czym musieli się zmierzyć, a z drugiej, odczuwałam irytację ze względu na zachowanie głównej kobiecej postaci. Ktoś spyta – dlaczego? Czy nie masz w sobie takich pokładów empatii, które każą przyjąć jej postępowanie za normalne? Przecież jej dziecko umarło! Tak, wiem, a mimo to nie polubiłam Agaty… Z kart powieści wyłania się bowiem obraz egoistki, która, nawet jeśli powody jej zachowania są uzasadnione, niestety wykazuje cechy, z którymi nie mogłam się pogodzić. Rana w sercu po stracie dziecka nigdy się nie zabliźni, a jednak jestem zdania, że to nie zwalnia od tego, by spojrzeć także na odczucia kogoś drugiego, kto wcale niemniej cierpi. Na ojca. I tutaj na światło dzienne autorka wyciąga kolejną, poniekąd kontrowersyjną kwestię, bowiem sytuacja Rafała i Agaty pokazuje, że wciąż społeczeństwo w takich momentach bardziej współczuje matce, zapominając, że ojciec też przeżywa swój ból. Też musi się zmierzyć z rozdzierającym uczuciem pustki i bezsilności, że nie mógł ochronić maleństwa przed odejściem… To kobieta ma prawo i przyzwolenie na to, by okopać się w cierpieniu, a on ma być silny. Ona może odwrócić się od całego świata, a on powinien znosić to z honorem. Czy to jest w porządku?
Mam poczucie, że temat poruszony przez Magdę Majcher wywoła wiele emocji. Że ciężko będzie opowiedzieć się po którejś ze stron, wszak nie powinno się oceniać nikogo, dopóki, dopóty sami nie zobaczymy, co znaczy znaleźć się w jego skórze. Obyśmy nigdy nie musieli… A jednak. To, co uderzyło we mnie ze zdwojoną mocą, to wartościowanie straty. Czy można oceniać jej wagę w zależności od tego, czy umiera narodzone dziecko, czy też kobieta traci ciążę? Nie sądzę. Bo to, że ktoś nie doczekał chwili, by wziąć maleństwo na ręce; to, że ktoś już ma jedno dziecko, co sprawia, zdaniem innych, że będzie mu łatwiej się z tą stratą pogodzić, nie umniejsza jego cierpienia. To boli zawsze, możecie mi wierzyć… I to właśnie może fakt, iż moje doświadczenia niejako pokrywają się z tymi opisanymi w książce, sprawiły, że tak trudno było mi ją czytać. Tak trudno było mi przejść obojętnie obok pewnych oklepanych frazesów, tych, którzy wiedzą „lepiej”, a przede wszystkim obok tego, że ktoś ma prawo mówić nam, jak i kiedy mamy/ możemy przeżywać żałobę.
Choć fabuła powieści Magdaleny Majcher koncentruje się przede wszystkim na postaci głównej bohaterki, to autorka kreśli także wizję rozpadającego się związku. I w tym momencie rodzi się pytanie – czy faktycznie dziecko jest jedynym spoiwem, łączącym małżonków? Czy zdajemy sobie sprawę z tego dopiero w momencie, gdy go zabraknie…? Czy już fakt, że obok wciąż jest ktoś, kogo przecież kochamy, kto kocha nas, nie jest wystarczającym powodem, by walczyć o każdy kolejny oddech? Mimo bólu przeszywającego nasze serce, czy nie chcemy przejść przez to razem? Trudno mówić, że tak będzie łatwiej, bo w takich sytuacjach NIC nie jest łatwe, ale może warto chwycić wyciągniętą dłoń, która może ustrzec nas od upadku i zapadnięcia się w odmęty rozpaczy? Pytanie tylko, czy zawsze… 

Podsumowując:

Myślę, że nie jestem w stanie bez emocji podejść do historii opisanej przez Magdalenę Majcher, tak jak nie będzie to łatwe dla każdej kobiety, która wie, czym jest utrata dziecka. Chociaż nie tylko dla takiej. To historia, która dla niektórych będzie na tyle trudna, że jej lektura otworzy niezabliźnione rany. A mimo to cieszę się, że po nią sięgnęłam. I choć zachowanie głównej bohaterki nie spotkało się z moim uznaniem, to pozostanę na stanowisku, że nie powinno się oceniać. Każdy ma prawo przeżywać żałobę po swojemu, nawet jeśli inni zdają się wiedzieć lepiej, co powinien zrobić. Nawet wtedy, kiedy będzie to dla niego w jakiś sposób destrukcyjne, nie ma na nią uniwersalnego remedium. To ta osoba musi sama zrozumieć i poczuć, że da radę żyć dalej z pustką, której już nigdy nic i nikt nie będzie w stanie zapełnić. „Po tamtej stronie lustra” to powieść, w której przeglądamy się jak w szklanej tafli. Obraz, jaki weń ujrzymy, zależy od naszych doświadczeń, wrażliwości, emocji przefiltrowanych przez nasze postrzeganie świata i niektórych spraw. Pewne jest, że Magdalena Majcher znów skłoni Cię, drogi czytelniku do refleksji, do próby odpowiedzenia na pytania: czy zawsze trzeba/warto ratować związek, który stopniowo rozpada się w zderzeniu z tragedią? Czy można oceniać czyjeś zachowanie w żałobie? Czy strata zawsze boli tak samo? Nie są to łatwe pytania, nie zawsze da się na nie odpowiedzieć jednoznacznie, ale stanowczo warto spróbować zmierzyć się z tematami poruszonymi przez autorkę na kartach książki, która jest prawdziwym kalejdoskopem emocji. Opowieścią, która wywoła burzę w Waszych głowach i sercach.
 

Książkę można zamówić tutaj KLIK
 
 
[materiał sponsorowany przez Wydawnictwo PASCAL]
 
https://www.facebook.com/WydawnictwoPascal/

Komentarze

instagram

Copyright © NIEnaczytana