"Mikołaj do wynajęcia" - Agnieszka Olejnik
Trzeba mówić, [...] czego się pragnie. Bo inaczej się ląduje tam, gdzie inni wyznaczą nam miejsce".
Zbliża się Boże Narodzenie. Zwykle o tej porze w rodzinie Bralików trwałyby zwyczajowe przygotowania do świąt, ale tym razem jest inaczej.
Seniorzy rodu będą obchodzić 40. rocznicę ślubu. Taka okazja zasługuje na szczególną oprawę! Dlatego ich cztery dorosłe córki przygotowują niespodziankę – zamierzają zabrać rodziców do urokliwego pensjonatu w górach. Szykuje się wspaniała rodzinna uroczystość.
Najmłodsza z sióstr, Elżbieta, jako jedyna nie ma osoby towarzyszącej. Aby uniknąć nietaktownych pytań, postanawia wynająć atrakcyjnego mężczyznę, który odegra rolę jej nowego chłopaka. Nie ma jednak pojęcia, jak bardzo ten „udawany narzeczony” różni się od jej bliskich.
„Mikołaj do wynajęcia” to komedia romantyczna, w której uśmiech przeplata się ze wzruszeniem, a przez zabawne sytuacje przeziera zaduma nad prawdziwym duchem świąt oraz tym, co łączy nas wszystkich: potrzebą ciepła i bliskości.
Boże Narodzenie wielu z nas kojarzy się z przedświątecznym kieratem. A bo okna nieumyte, uszka i pierogi trzeba lepić, upiec pierniki, by zdążyły zmięknąć. Jednym słowem – pracy co niemiara nie dziwota zatem, że większość gospodyń domowych, które zatracają się w przygotowaniach, pada na twarz niemal zaraz po zakończeniu kolacji. Ale czy w Święta tak naprawdę chodzi o to, by było perfekcyjnie? Czy jeśli okna będą nieumyte, a pierniki okażą się lekko twardawe, to zagubi się ich wyjątkowa magia…?
Idealna powieść świąteczna nie istnieje? A i owszem, istnieje. Takie przynajmniej mam odczucie po przeczytaniu książki „Mikołaj do wynajęcia”. To taka historia, która połączy miłośników powieści bożonarodzeniowych oraz sceptyków, którzy od nich stronią. Dlaczego? Bo to pełna humoru, uroku, ciepła opowieść o rodzinie, o potrzebie bliskości, ale także o tym, że pozory mogą mylić. I to bardzo.
Kiedy Ela zaczęła z siostrami przygotowywać niespodziankę dla swoich rodziców, nie sądziła, że to otworzy niezabliźnione jeszcze rany po rozstaniu z byłym chłopakiem. Najgorsze, że na rodzinnym zjeździe świątecznym, ma się on pojawić i to… ze swoją nową dziewczyną. Kobieta już słyszy pytania, jak długo ma zamiar pozostać singielką, uszczypliwe przytyki niedoszłej teściowej, jakoby nie potrafiła sobie znaleźć partnera. W perspektywie takiej ponurej wizji Ela decyduje się na dosyć ryzykowny plan i zatrudnia mężczyznę, by ten udawał jej chłopaka. Tyle że jest on nieco nieokrzesany… Czy rodzinne Święta się udadzą? A może to będzie zimowa katastrofa?
W sumie to nie pamiętam, kiedy ostatnio tak wiele razy śmiałam się w głos podczas lektury. Tutaj takich momentów nie brakowało, a to za sprawą jednego z bohaterów. Początkowo wydawał mi się zupełnie inny, ale z każdą stroną zyskiwał w moich oczach, i nie tylko w moich, bym na samym końcu mogła stwierdzić, że to mój ulubieniec, jeśli chodzi o postaci występujące w tej historii. A te są prawdziwie barwne, nietuzinkowe – cała plejada charakterów z pewną… raszplą na czele.
Agnieszka Olejnik stworzyła uroczą, komedię, która nie jest zbyt słodka, bo dodała do niej odrobinę goryczki. A to wszystko sprawia, że wyszła jej kompozycja idealna, która bawi, wzrusza i która „rozlewa” wokół serca to wyjątkowe ciepło, którego potrzebujemy niezależnie od pory roku, ale w okresie Bożego Narodzenia szczególnie. I chociaż cała historia utrzymana jest w klimacie komedii, to autorka przemyca w niej także kilka prawd. Że nie warto żyć na pokaz, że pozory często to tylko „zasłona dymna” dla naszych leków, kompleksów i niespełnionych oczekiwań. A o ile łatwiej, by się nam żyło, gdybyśmy potrafili zaakceptować to, jacy jesteśmy, a także to, że odmienność może być naprawdę interesująca. Nawet jeśli początkowo wydawało nam się to niemożliwe.
Podsumowując:
„Mikołaj do wynajęcia” to historia na pokrzepienie serc. Tych samotnych, wyczekujących uczucia, ale także tych, które biją mocniej do opowieści świątecznych. A ta ma w sobie całe mnóstwo bożonarodzeniowej magii, która nas otula niemal od pierwszej strony. Jej wielkim atutem jest humor oraz klimat, jaki autorka stworzyła, kreśląc tę uroczą historię. Opowieść o zranionych uczuciach, o otwartości na drugiego człowieka, o tym, że zawsze należy mówić, czego się pragnie, bo inaczej może nam coś w życiu umknąć. Jak również o tolerancji, miłości, która zazwyczaj przychodzi z najmniej oczekiwanego kierunku. Bo czasami nie warto rozpamiętywać tego, co było, lepiej otworzyć się na nowe. Nawet jeśli się trochę obawiamy, że coś znów nie wypali. Rodzinna, zabawna, momentami wzruszająca (tak, łezkę uroniłam) - po prostu idealna na Święta. I wiecie co? Chyba bliżej Bożego Narodzenia przeczytam ją sobie jeszcze raz. Ot co!
Komentarze
Prześlij komentarz