"Czas nadziei" - Magdalena Kordel [PREMIEROWO]
[…] patrząc na nią, pomyślała, że bardzo chciała w jej wieku być do niej podobną. […] – Jak ciocia to robi? – zapytała na koniec, nie kryjąc podziwu. – To naprawdę nic trudnego […] Po prostu trzeba kochać życie i ludzi. To najlepsza kuracja odmładzająca.
Dla ludzi, których się kocha, warto zrobić wszystko.
Po burzliwym rozstaniu z Janem Konstancja wraz z Tosią ruszają w podróż do Wilczego Dworu. Droga do domu jest niespodziewanie trudna i najeżona niebezpieczeństwami. Kiedy wreszcie docierają do celu, okazuje się, że podczas ich nieobecności majątek nawiedziła fala nieszczęść. Tymczasem zbliża się Boże Narodzenie. Konstancja pragnie, by święta w tym roku były takie, o jakich zawsze marzyła Tosia. Pachnące choinką i piernikami, wypełnione nadzieją. Czy zanim wszyscy mieszkańcy Wilczego Dworu zasiądą przy wigilijnym stole, sprawiedliwości stanie się zadość, a najgłębiej strzeżone sekrety wreszcie ujrzą światło dzienne?
Czas nadziei to emocjonująca opowieść o przyjaźni, lojalności i sile rodzinnych więzi, niosąca wiarę w to, że po największych burzach musi nadejść spokój.
Czas nadziei to emocjonująca opowieść o przyjaźni, lojalności i sile rodzinnych więzi, niosąca wiarę w to, że po największych burzach musi nadejść spokój.
W kobietach drzemie prawdziwa siła. Czasem objawia się ona w wielofunkcyjności, kiedy z powodzeniem łączymy dom, pracę i wychowanie dzieci. Nikt nie wie, ile energii potrzeba, by podsycić płomień domowego ogniska, by ofiarować siebie, niemal w każdej roli dać z siebie 100%. Tylko my – kobiety wiemy, jak dużego zaangażowania i serca to wymaga. I nawet jeśli czasem mamy poczucie, że to wszystko, co los zrzuca nam na barki, to zbyt wiele, to potrafimy odnaleźć w sobie nowe, nieodkryte dotąd pokłady siły, która prawdziwie pozwala góry przenosić…
Po zakończeniu drugiego tomu serii „Wilczy Dwór” nie byłam w stanie się otrząsnąć. No bo jakże tak można?! I chociaż dopuszczam do siebie fakt, że to wszak autor jest kreatorem wymyślonego przez siebie świata, to jednak nijak nie potrafiłam się pogodzić z tym, co poczyniła Magdalena Kordel. Nie mogłam się doczekać kontynuacji, tym bardziej że autorka podsycała zniecierpliwienie tym, że ponoć w kolejnym tomie jeszcze bardziej „zaszalała”. Cóż, po lekturze „Czasu nadziei” pozostaje mi potwierdzić. Ma kobieta wyobraźnię i odwagę, by… ale co ja wam będę wszystko zdradzać, sami sprawdźcie.
W nowej książce wracamy do Wilczego Dworu. Ale zanim dosłownie do niego powrócimy, przyjdzie nam drżeć już nie tylko o to, co zastaniemy na miejscu, ale o życie Konstancji, która od niedawna ma pod opieką córkę zmarłej przyjaciółki. Przyznaję, że przeszło mi przez myśl, że nasza natchniona autorka, niesiona sukcesami dosyć krwawych zwrotów akcji, rozochociła się w tej materii. I miałam rację, co odczytuję pozytywnie, bowiem tym samym jeszcze bardziej uwiarygodniła realia tamtych, trudnych bądź co bądź, czasów. Przygotujcie się zatem, że do ostatniej niemal strony nie zaznacie spokoju, a tym bardziej nudy, bo już nie tylko zagrożenie jest wyraźnie wyczuwalne w powietrzu, ale także zapach tajemnic, pomieszany… ze szczyptą aromatu Bożego Narodzenia.
A tak oto, bo o ile Magdalena Kordel wraca w „Czasie nadziei” do czasów Kongresówki, to wplata w tę opowieść także akcenty świąteczne. Niejako na pokrzepienie i w imię uspokojenia serca, które w czasie lektury tłukło mi się w piersi, jak nie przymierzając – końskie kopyta.
Znów zachwyca kreacja Konstancji. Kobiety, która, mimo iż przyszło jej żyć w świecie rządzonym przez mężczyzn, gdzie rola niewiasty nie jest zbyt znacząca, z dumnie podniesioną głową dzierży władzę w Wilczym Dworze. Nie udałoby się to oczywiście bez wsparcia pracowników, którzy nie tylko wykonują polecania, ale kochają swoją panią. Czego dają wielokrotnie wyraz, stając u jej boku w każdej niemal sytuacji. Bohaterka Magdaleny Kordel, choć dumna, silna i odważna, nie jest jednak kryształowa. Podobało mi się, iż autorka stworzyła postać „szarą moralnie”, która poddaje się temu, co nieuniknione, bo wszak „cel uświęca środki”, a czasem trzeba podjąć decyzję z serii tych najtrudniejszych, albo… na pewne rzeczy przymknąć oko w imię wyższego dobra.
Po zakończeniu drugiego tomu serii „Wilczy Dwór” nie byłam w stanie się otrząsnąć. No bo jakże tak można?! I chociaż dopuszczam do siebie fakt, że to wszak autor jest kreatorem wymyślonego przez siebie świata, to jednak nijak nie potrafiłam się pogodzić z tym, co poczyniła Magdalena Kordel. Nie mogłam się doczekać kontynuacji, tym bardziej że autorka podsycała zniecierpliwienie tym, że ponoć w kolejnym tomie jeszcze bardziej „zaszalała”. Cóż, po lekturze „Czasu nadziei” pozostaje mi potwierdzić. Ma kobieta wyobraźnię i odwagę, by… ale co ja wam będę wszystko zdradzać, sami sprawdźcie.
W nowej książce wracamy do Wilczego Dworu. Ale zanim dosłownie do niego powrócimy, przyjdzie nam drżeć już nie tylko o to, co zastaniemy na miejscu, ale o życie Konstancji, która od niedawna ma pod opieką córkę zmarłej przyjaciółki. Przyznaję, że przeszło mi przez myśl, że nasza natchniona autorka, niesiona sukcesami dosyć krwawych zwrotów akcji, rozochociła się w tej materii. I miałam rację, co odczytuję pozytywnie, bowiem tym samym jeszcze bardziej uwiarygodniła realia tamtych, trudnych bądź co bądź, czasów. Przygotujcie się zatem, że do ostatniej niemal strony nie zaznacie spokoju, a tym bardziej nudy, bo już nie tylko zagrożenie jest wyraźnie wyczuwalne w powietrzu, ale także zapach tajemnic, pomieszany… ze szczyptą aromatu Bożego Narodzenia.
A tak oto, bo o ile Magdalena Kordel wraca w „Czasie nadziei” do czasów Kongresówki, to wplata w tę opowieść także akcenty świąteczne. Niejako na pokrzepienie i w imię uspokojenia serca, które w czasie lektury tłukło mi się w piersi, jak nie przymierzając – końskie kopyta.
Znów zachwyca kreacja Konstancji. Kobiety, która, mimo iż przyszło jej żyć w świecie rządzonym przez mężczyzn, gdzie rola niewiasty nie jest zbyt znacząca, z dumnie podniesioną głową dzierży władzę w Wilczym Dworze. Nie udałoby się to oczywiście bez wsparcia pracowników, którzy nie tylko wykonują polecania, ale kochają swoją panią. Czego dają wielokrotnie wyraz, stając u jej boku w każdej niemal sytuacji. Bohaterka Magdaleny Kordel, choć dumna, silna i odważna, nie jest jednak kryształowa. Podobało mi się, iż autorka stworzyła postać „szarą moralnie”, która poddaje się temu, co nieuniknione, bo wszak „cel uświęca środki”, a czasem trzeba podjąć decyzję z serii tych najtrudniejszych, albo… na pewne rzeczy przymknąć oko w imię wyższego dobra.
Podsumowując:
„Czas nadziei” to z jednej strony ciepła, krzepiąca opowieść o sile kobiet, o ich determinacji i odwadze, a także o wsparciu osób zupełnie obcych, na których często możemy liczyć bardziej niż na członków rodziny. Z drugiej zaś, to trzymająca w napięciu powieść przygodowa, w której autorka zaskakuje „krwawym rozmachem”, wprawiając w zdumienie swoją stanowczością w eliminowaniu kolejnych bohaterów. W słusznej sprawie ma się rozumieć. To opowieść pełna tajemnic, okraszona ówczesnym folklorem, który w wielu wsiach opierał się na zabobonach i wierzeniach. A te, choć dodawały kolorytu i były swego rodzaju przestrogą dla mieszkańców, to bywało, że doprowadzały do rodzinnych tragedii. Jeśli to jednak dla was za mało, to autorka dorzuca do tego „galimatiasu”: humor, szczyptę świątecznego klimatu i ciepło, które bije zarówno od postaci, no może nie od wszystkich, jak również od tego wyjątkowego miejsca, jakim niewątpliwie jest Wilczy Dwór. Nie omieszkam dodać na koniec, że bardzo się cieszę, że autorka zdecydowała się zabrać nas znowu w jego gościnne progi. Polecam!
„Czas nadziei” to z jednej strony ciepła, krzepiąca opowieść o sile kobiet, o ich determinacji i odwadze, a także o wsparciu osób zupełnie obcych, na których często możemy liczyć bardziej niż na członków rodziny. Z drugiej zaś, to trzymająca w napięciu powieść przygodowa, w której autorka zaskakuje „krwawym rozmachem”, wprawiając w zdumienie swoją stanowczością w eliminowaniu kolejnych bohaterów. W słusznej sprawie ma się rozumieć. To opowieść pełna tajemnic, okraszona ówczesnym folklorem, który w wielu wsiach opierał się na zabobonach i wierzeniach. A te, choć dodawały kolorytu i były swego rodzaju przestrogą dla mieszkańców, to bywało, że doprowadzały do rodzinnych tragedii. Jeśli to jednak dla was za mało, to autorka dorzuca do tego „galimatiasu”: humor, szczyptę świątecznego klimatu i ciepło, które bije zarówno od postaci, no może nie od wszystkich, jak również od tego wyjątkowego miejsca, jakim niewątpliwie jest Wilczy Dwór. Nie omieszkam dodać na koniec, że bardzo się cieszę, że autorka zdecydowała się zabrać nas znowu w jego gościnne progi. Polecam!
Komentarze
Prześlij komentarz