"W krainie snów" - Roksana Jędrzejewska-Wróbel
[...] miłość to nie musi być niewola [...]".
Matylda planowała spędzić lato z przyjaciółką na Kaszubach, jednak mama zaskakuje ją biletami do USA. Mają polecieć we dwie i pomieszkać trochę w Kalifornii, zobaczyć Hollywood, spróbować innego życia. Spełnienie marzeń! Problem w tym, że to wcale nie są marzenia Matyldy, tylko jej mamy, kochającej życie i dobrą zabawę.
W Los Angeles Matylda poznaje Anję, która jest jak kolorowy ptak, inspiruje i urzeka. Pod jej wpływem dziewczyna próbuje rzeczy, na które sama nigdy by się nie odważyła. Stopniowo odkrywa też, że jej mama ma pewien sekret i robi wszystko, by nie wyszedł na jaw.
Jak to jest walczyć z nieswoimi problemami? Co zrobić, gdy idealna rzeczywistość okazuje się atrapą skrywającą trudną prawdę?
Matka i córka. Wyjątkowa więź, która łączy dwie kobiety. Ramię w ramię idą przez życie, będąc dla siebie wsparciem w trudnych momentach. Czasem ich relacja jest przyjacielska, bo przecież nikt nie zrozumie dziewczyny lepiej niż mama. Innym razem granica między rolami, jakie odgrywają, zaciera się, a bywa nawet, że się nimi zamieniają, zaburzając codzienność. Odtąd nic już nie jest takie samo, a miłość staje się niewolą, z której macek chcielibyśmy się wyrwać i jednocześnie w nich pozostać…
Amerykański sen! Dla jednych to określenie tożsame jest ze spełnieniem marzenia, dla innych z kpiną losu, który miast odmienić się na lepsze stał się pułapką nadziei i złudzeń, w którą dali się złapać… Roksana Jędrzejewska-Wróbel zabiera czytelnika w podróż do Kalifornii, która ma być przygodą życia. Dla nas, ale przede wszystkim dla nich – dla Renaty i jej córki Matyldy, która mimo innych planów, postanawia spędzić wakacje z mamą i na ten czas zamieszkać u jej przyjaciół. To, co wydaje się takie cudowne, ekscytujące, czego mogą pozazdrościć jej rówieśnicy, szybko blednie, jakby kalifornijskie słońce nie było jasną stroną tamtejszej codzienności, ale obnażało wszelkie pozory, za którymi ukrywają się dorośli. Ukrywa się też nastolatka, która wciągnięta w wir wydarzeń, próbuje zmierzyć się z czymś, co jest bagatelizowane. Czy fabryka snów nie okaże się koszmarem, z którego ciężko będzie się obudzić?
Powieść Roksany Jędrzejewskiej-Wróbel to słodko-gorzka historia widziana oczami Matyldy. To za jej pośrednictwem czytelnik eksploruje ten fascynujący kraj, ale jednocześnie dostrzega rysy na idealnym obrazku, jaki próbują wykreować dorośli z jej najbliższego otoczenia. Z każdą przewracaną stroną na światło dzienne wychodzą ukryte za maską pozorów złudzenia, którymi karmi się przede wszystkim matka dziewczyny. Autorka zdaje się uświadamiać nam, jak role w relacji dwóch kobiet się zacierają, kiedy ta, która powinna móc po prostu być dzieckiem, staje się tą odpowiedzialną. Jest niczym holownik, próbujący utrzymać rodzicielkę na powierzchni. Próbuje zatrzymać pozory normalności, kiedy ta stacza się w odmęty nałogu…
„W krainie snów” to powieść, która mną wstrząsnęła. Niejako weszłam w emocje młodej kobiety, czułam jej strach, ból, rozczarowanie. Wewnętrzne rozdarcie, które z jednej strony jest wyrazem miłości do matki oraz poczuciem winy, że nie zawsze ma w stosunku do niej ciepłe uczucia, a z drugiej dojmująca potrzeba, by wyrwać się z tego układu. By móc być dzieckiem, a nie opiekunem dorosłego. Bo w tym wieku ta zamiana ról jest po prostu nie fair, a rodzice nie powinni robić tego swoim pociechom…
Podsumowując:
„W krainie snów” to przejmująca opowieść, której narratorem jest nastolatka. To sprawia, że niejako wchodzimy w jej emocje, które są bardzo żywe, które narastają wraz z eskalacją nałogu jej matki. Z jednej strony czytelnik otrzymuje wiwisekcję nastoletnich uczuć, które ciężko okiełznać w perspektywie takich problemów, a z drugiej, kobiety, która nie potrafi funkcjonować, jeśli nie jest uczepiona męskiego ramienia, jeśli nie ma poczucia, że ktoś się o nią troszczy, nie adoruje jej, bo sama nie dojrzała, zdaje się, do tego, by być odpowiedzialną matką, skoro nie potrafi nawet zatroszczyć się o siebie… Ta historia wywołuje ambiwalentne odczucia, bo z jednej strony słońce, plaża, Kalifornia, amerykański sen, który przecież niektórym się ziścił. Z drugiej zaś pękająca z każdą stroną maska złudzeń i pozorów, które mają być tylko przykrywką dla prawdy, z którą wielu nie chce się pogodzić… Refleksja, z jaką pozostawiła mnie lektura tej książki, brzmi: pozwólmy dzieciom być po prostu dziećmi, nie zrzucajmy na nich własnych problemów, bo zmaganie się z nimi to nasze-dorosłych zadanie. Polecam!
„W krainie snów” to przejmująca opowieść, której narratorem jest nastolatka. To sprawia, że niejako wchodzimy w jej emocje, które są bardzo żywe, które narastają wraz z eskalacją nałogu jej matki. Z jednej strony czytelnik otrzymuje wiwisekcję nastoletnich uczuć, które ciężko okiełznać w perspektywie takich problemów, a z drugiej, kobiety, która nie potrafi funkcjonować, jeśli nie jest uczepiona męskiego ramienia, jeśli nie ma poczucia, że ktoś się o nią troszczy, nie adoruje jej, bo sama nie dojrzała, zdaje się, do tego, by być odpowiedzialną matką, skoro nie potrafi nawet zatroszczyć się o siebie… Ta historia wywołuje ambiwalentne odczucia, bo z jednej strony słońce, plaża, Kalifornia, amerykański sen, który przecież niektórym się ziścił. Z drugiej zaś pękająca z każdą stroną maska złudzeń i pozorów, które mają być tylko przykrywką dla prawdy, z którą wielu nie chce się pogodzić… Refleksja, z jaką pozostawiła mnie lektura tej książki, brzmi: pozwólmy dzieciom być po prostu dziećmi, nie zrzucajmy na nich własnych problemów, bo zmaganie się z nimi to nasze-dorosłych zadanie. Polecam!
Komentarze
Prześlij komentarz