"Salon spełnionych marzeń" - Agnieszka Lis

- Jest w życiu mnóstwo smutnych sprawa [...] - I radosnych. Jest także dużo spraw, z których należy się cieszyć [...]".
Wigilia. Salon kosmetyczny w centrum handlowym.
 
Tego dnia otwarty jest dłużej ze względu na zatrzęsienie klientów. Każda kobieta chce dopieścić fryzurę i paznokcie. Nagle w wejściu zakładu opada ciężka krata, a wszyscy będący w środku zostają uwięzieni. Telefony nie działają, centrum handlowe jest zamknięte, a ochrona najwyraźniej już zaczęła świętować, bo nikt nie odpowiada na wołania o pomoc. Atmosfera gęstnieje, a z czasem staje się trudna do zniesienia, bo wychodzi na jaw, że poszczególne osoby coś jednak o sobie wiedzą, a wszystkich uwięzionych, bez wyjątku, zna jedna z klientek salonu ‒ Melania. Przypadek? Wątpliwe, ponieważ okazuje się, że do każdego z obecnych ma o coś pretensje. W szafie na zapleczu natomiast – jakżeby inaczej – zostaje znaleziony trup.
Święta to czas radości. A przynajmniej każdy z nas tego właśnie sobie życzy. Uśmiechu, szczęścia, pomyślności. Suto zastawionego stołu, życzliwości, strojnej choinki i domu pełnego świateł, które tylko mają podkreślić wagę sytuacji i uwypuklić celebrację tego wyjątkowego czasu w roku. Przepych, wybrzmiewający zewsząd dźwięk kolęd oraz perlisty śmiech tych, którzy zgromadzili się przy wigilijnym stole. Ale… nie zawsze ten wieczór tak właśnie wygląda. Czasami jest zwyczajnie, ale nawet w tej zwyczajności może zadziać się prawdziwa magia…
Sięgając po świąteczną powieść Agnieszki Lis, wiedziałam, że nie będzie typowo. Nie będzie słodko, uroczo, nie będzie blichtru i przepychu świątecznej atmosfery, która kojarzy się z bogatymi wystawami sklepowymi w okresie Bożego Narodzenia. I nie było. Czy to źle? Nie sądzę. I chociaż „Salon spełnionych marzeń” wybrzmiewa goryczką, to w tej gorzkiej prawdzie „jest metoda”. A już na pewno można dostrzec w niej, niemal na samym dnie, clou tego, o co chodzi w święta.
Przez początkowe rozdziały można uznać, że nakreślona ręką autorki opowieść jest zabawna. No może to taki śmiech przez łzy, podszyty absurdem, ale zawsze to jednak humor, mimo że czarny. Bo jakże mogłoby być inaczej, kiedy zastajemy naszych bohaterów zamkniętych w małym salonie kosmetycznym w centrum handlowym w wigilię. I jeśli wydaje się, że oni nie mają ze sobą nic wspólnego, szybko okazuje się, że to nieprawda. A wspólnym mianownikiem uwięzionych nieszczęśników jest sztywna, ekscentryczna i pozornie zimna Melania.
Agnieszka Lis wykreowała całą plejadę nietuzinkowych postaci. Niby zupełnie zwyczajnych, obarczonych trudami codzienności, a tak naprawdę niezwykle barwnych bohaterów, których losy, a przede wszystkim to, w jaki sposób są ze sobą powiązani, czytelnik poznaje z każdą przewracaną stroną. I może zacząć się zastanawiać, co ta gorzka bądź co bądź historia ma wspólnego z magią Bożego Narodzenia? Bo tutaj ciągoty do kieliszka, niezbyt kolorowa przeszłość, zmaganie się z długami, wyrzutami sumienia – to brzmi nieco smutno, prawda? A mimo to, zagłębiając się w lekturze, nie wiemy kiedy, uświadomimy sobie, że w naszych oczach zabłysną łzy…
Mam wrażenie, że autorka, w nieco przewrotny sposób, dociera do naszych pokładów wrażliwości. Oczekujemy humoru, a odnajdujemy sens ukryty między wierszami. Zaczynamy dostrzegać grę pozorów, fasadę, za którą kryją się ludzkie słabości. Bo w końcu każdy jakieś ma i każdy próbuje radzić sobie z nimi na swój własny sposób. Nie zawsze mu się to udaje, ale walczy. By przetrwać, by ukoić ból, by utopić poczucie samotności w kieliszku prosecco. Nie każda droga do odnalezienia sensu życia jest dobra, nie każda słuszna, ale czyż nie najważniejsze jest to, że wciąż próbujemy...?

Podsumowując:

Z właściwymi sobie spostrzegawczością i umiejętnością analizą ludzkich zachowań, Agnieszka Lis dokonuje wigilijnej wiwisekcji wszelakich życiowych bolączek. Pod przykrywką humorystycznej opowieści ukrywa samotność, poczucie beznadziei, depresję, ból po stracie, wyrzuty sumienia, które wciąż są żywe mimo wielu prób odpokutowania dawnych win. I chociaż nakreślona jej ręką historia ma nieco gorzki posmak, to nie sposób dostrzec w niej prawdy oraz tego, o co tak naprawdę chodzi w święta – o bliskość drugiego człowieka, nawet jeśli pozornie wcale nie chcemy z nim doświadczyć celebracji tego wyjątkowego dnia w roku. To opowieść o skrywanych na dnie duszy emocjach, które czasem muszą znaleźć ujście. A jaki moment będzie lepszy niż wigilijny wieczór? Wieczór cudów, magicznych momentów, kiedy nawet zwierzęta zaczynają mówić ludzkim głosem. Może to właśnie jest ten czas, kiedy i my powinniśmy sobie na to pozwolić? Jak również dopuścić do tego głosu innych, którzy potrzebowali tego równie bardzo, jak my. Może z tego wyjść coś naprawdę dobrego, a dobrem wszak należy się dzielić. 
 

Książkę można zamówić tutaj: KLIK

[materiał sponsorowany przez Wydawnictwo Harde]
 


 

Komentarze

instagram

Copyright © NIEnaczytana