[…] wszystko dzieje się po coś, każde takie na pozór przypadkowe spotkanie, czyjaś obecność na naszej drodze, słowa, gesty…
A gdyby tak wyrwać się codziennej rutynie, uciec od nudy, choć kilka dni przeżyć inaczej? A gdyby tak spełnić przynajmniej jedno ze swoich marzeń?
Mila wiedzie nieco monotonny żywot jako tłumaczka z języka angielskiego. Nie doświadcza namiętnych porywów, nie miewa przygód – i nie tęskni za nimi. Nawet jeśli czasem odnosi wrażenie, że bezwolnie płynie z prądem, to przynajmniej jest to prąd spokojny, bezpieczny.
Pewnego dnia jednak wszystko staje na głowie. Babcia Lili, ekscentryczna staruszka, życzy sobie, by zabrać ją w wymarzoną podróż do Londynu. Mila ulega tym prośbom, nieświadoma, że odtąd jej życie nie będzie już w żadnym calu spokojne ani nudne. Przeciwnie: zacznie przypominać fabułę hollywoodzkiego melodramatu.
Pewnego dnia jednak wszystko staje na głowie. Babcia Lili, ekscentryczna staruszka, życzy sobie, by zabrać ją w wymarzoną podróż do Londynu. Mila ulega tym prośbom, nieświadoma, że odtąd jej życie nie będzie już w żadnym calu spokojne ani nudne. Przeciwnie: zacznie przypominać fabułę hollywoodzkiego melodramatu.

Czy można zakochać się w dwadzieścia cztery godziny? Czy miłość może nam się po prostu przytrafić? Czy istnieją przypadki a może nic nie dzieje się bez przyczyny, a los doskonale wie, kiedy i gdzie, a przede wszystkim kogo postawić na naszej drodze, by zmienić jej kierunek? A może… A może wszystko jest możliwe, kiedy jesteśmy sobie przeznaczeni. Nawet jeśli wydaje się, że jest już za późno…
Obiecałam sobie, że nie będę płakać! Ej, tak się nie robi! Ja wiem, że opis sugerował konieczność posiadania chusteczek, a co więcej – ja przypuszczałam, dlaczego będę ronić łzy, stąd uznałam, że mnie to nie spotka… Ale nie! Siedzę tu i ryczę! I wiecie co – nawet jeśli taka zasmarkana piszę teraz tę opinię, to ja bardzo się cieszę, że przeczytałam powieść Agnieszki Olejnik. Bo ona… Ona naprawdę była mądrą historią, życiową, choć zdawać by się mogło – tak zupełnie zwyczajną…
Nie będę rozpisywać się zanadto na temat fabuły, bo też nie chciałabym zbyt dużo zdradzić. Trzy pokolenia kobiet, jeden szalony, jak się niektórym wydawało, pomysł i tak zaczyna się ta opowieść, która zmieniła życie głównej bohaterki. Spełniła marzenie, odwiedziła Londyn i… Resztę sobie doczytacie.
Agnieszka Olejnik kreśli opowieść, która, jak już pisałam – porusza, ale jest w niej również wiele uroku, humoru – głównie za sprawą naszej seniorki Lili. Jest tutaj wszystko to, co ważne. Uważność na zwyczajne rzeczy, które sprawiają, że życie jest piękne. I wcale nie trzeba wyjeżdżać w podróż, wystarczy dostrzec urodę otaczającego nas świata. Fakt, że są obok ludzie, na których możemy polegać, że można wypić kawę z widokiem, który wycisza i zapiera dech w piersiach. Brzmi banalnie? Cóż, wcale takim nie jest. Bo czy nie pędzimy wciąż gdzieś przed siebie, zafiksowani na obowiązkach, pracy, wszystkim tym, co sprawia, że dzień podobny do dnia nie zapisze się na stałe w naszym pamiętniku wspomnień? A czemu nie potrafimy powiedzieć stop – teraz nie biegnę, teraz siedzę z kubkiem kawy i oddycham, jestem, trwam i czuję się tak bardzo szczęśliwy? Dlaczego nie próbujemy wydobyć radości życia spośród tych wszystkich „zeschłych liści” niepowodzeń, problemów i trudności? Czy nie byłoby łatwiej odkryć jego sensu bez blokady, którą często sami sobie nakładamy poprzez zbyt wielkie oczekiwania, urazy, nieprzepracowane zadry, które niczym cierń tkwią w naszym sercu i umyśle? I właśnie na takie wydawać by się mogło prozaiczne rzeczy, zwraca uwagę w swojej powieści Agnieszka Olejnik. Dlatego zwolnij, przeczytaj, pozwól sobie wdrożyć w życie. Bo tylko wtedy zdołasz wycisnąć je jak cytrynę i poczujesz autentyczną wdzięczność za to, co masz tu i teraz.
Podsumowując:
„Moje własne Notting Hill” to powieść, która w zasadzie otwiera oczy na to, co oczywiste, ale gdzieś zagubione w codziennym biegu przez wielu z nas. To opowieść o strachu, niepewności, o wszystkich tych przeszkodach, które blokują nas przed tym, by żyć naprawdę, oddychać pełną piersią. Nawet jeśli miałoby to być na chwilę, warto odrzucić stare „naleciałości” i zacząć doceniać życie takim, jakie jest. To także historia o miłości, która naprawdę czasami trafia nam się jak przysłowiowej kurze ziarno. I chociaż nie zawsze wszystko jest takie sielankowe, to trzeba korzystać z tego, co daje nam los. Niezależnie od tego, czy wierzymy w przeznaczenie, to powinniśmy przede wszystkim uwierzyć w siebie i swoje prawo do szczęścia, choćby miało być czymś, co „wydrzemy” od życia, warto o nie zawalczyć.
Obiecałam sobie, że nie będę płakać! Ej, tak się nie robi! Ja wiem, że opis sugerował konieczność posiadania chusteczek, a co więcej – ja przypuszczałam, dlaczego będę ronić łzy, stąd uznałam, że mnie to nie spotka… Ale nie! Siedzę tu i ryczę! I wiecie co – nawet jeśli taka zasmarkana piszę teraz tę opinię, to ja bardzo się cieszę, że przeczytałam powieść Agnieszki Olejnik. Bo ona… Ona naprawdę była mądrą historią, życiową, choć zdawać by się mogło – tak zupełnie zwyczajną…
Nie będę rozpisywać się zanadto na temat fabuły, bo też nie chciałabym zbyt dużo zdradzić. Trzy pokolenia kobiet, jeden szalony, jak się niektórym wydawało, pomysł i tak zaczyna się ta opowieść, która zmieniła życie głównej bohaterki. Spełniła marzenie, odwiedziła Londyn i… Resztę sobie doczytacie.
Agnieszka Olejnik kreśli opowieść, która, jak już pisałam – porusza, ale jest w niej również wiele uroku, humoru – głównie za sprawą naszej seniorki Lili. Jest tutaj wszystko to, co ważne. Uważność na zwyczajne rzeczy, które sprawiają, że życie jest piękne. I wcale nie trzeba wyjeżdżać w podróż, wystarczy dostrzec urodę otaczającego nas świata. Fakt, że są obok ludzie, na których możemy polegać, że można wypić kawę z widokiem, który wycisza i zapiera dech w piersiach. Brzmi banalnie? Cóż, wcale takim nie jest. Bo czy nie pędzimy wciąż gdzieś przed siebie, zafiksowani na obowiązkach, pracy, wszystkim tym, co sprawia, że dzień podobny do dnia nie zapisze się na stałe w naszym pamiętniku wspomnień? A czemu nie potrafimy powiedzieć stop – teraz nie biegnę, teraz siedzę z kubkiem kawy i oddycham, jestem, trwam i czuję się tak bardzo szczęśliwy? Dlaczego nie próbujemy wydobyć radości życia spośród tych wszystkich „zeschłych liści” niepowodzeń, problemów i trudności? Czy nie byłoby łatwiej odkryć jego sensu bez blokady, którą często sami sobie nakładamy poprzez zbyt wielkie oczekiwania, urazy, nieprzepracowane zadry, które niczym cierń tkwią w naszym sercu i umyśle? I właśnie na takie wydawać by się mogło prozaiczne rzeczy, zwraca uwagę w swojej powieści Agnieszka Olejnik. Dlatego zwolnij, przeczytaj, pozwól sobie wdrożyć w życie. Bo tylko wtedy zdołasz wycisnąć je jak cytrynę i poczujesz autentyczną wdzięczność za to, co masz tu i teraz.
Podsumowując:
„Moje własne Notting Hill” to powieść, która w zasadzie otwiera oczy na to, co oczywiste, ale gdzieś zagubione w codziennym biegu przez wielu z nas. To opowieść o strachu, niepewności, o wszystkich tych przeszkodach, które blokują nas przed tym, by żyć naprawdę, oddychać pełną piersią. Nawet jeśli miałoby to być na chwilę, warto odrzucić stare „naleciałości” i zacząć doceniać życie takim, jakie jest. To także historia o miłości, która naprawdę czasami trafia nam się jak przysłowiowej kurze ziarno. I chociaż nie zawsze wszystko jest takie sielankowe, to trzeba korzystać z tego, co daje nam los. Niezależnie od tego, czy wierzymy w przeznaczenie, to powinniśmy przede wszystkim uwierzyć w siebie i swoje prawo do szczęścia, choćby miało być czymś, co „wydrzemy” od życia, warto o nie zawalczyć.
Komentarze
Prześlij komentarz