"Inne matki mnie nie cierpią" - Sarah Harman - patronat medialny

 

Jasne, mogę się uśmiechać i gryźć w język przez parę godzin, może nawet dni. Jednak to nigdy nie trwa wiecznie. Ta ciemność w końcu zawsze wypłynie na wierzch. Tu rzucę jakąś kąśliwą uwagą, tam wygłoszę niepotrzebnie okrutny komentarz.

By ratować tych, których kochasz, musisz najpierw ocalić siebie.

Florence Grimes ma 31 lat, za to nie ma powodów do dumy. Jest samotna, spłukana, a jej kariera w girlsbandzie skończyła się skandalem. Na szczęście ma kogoś, kto trzyma ją w pionie – dziesięcioletniego syna, Dylana. Choć trudno ją nazwać idealną matką, we dwoje jakoś sobie radzą.
Niestety, chłopak ma własne sekrety. I to takie, których Florence wolałaby nigdy nie odkryć.
Gdy podczas szkolnej wycieczki znika Alfie Risby, łobuz i dziedzic fortuny, a Dylan staje się podejrzanym w sprawie zaginięcia, kobieta musi działać. Wie, że tym razem nie może sobie pozwolić na porażkę. Nawet jeśli oznacza to konfrontację z wrogo nastawionymi matkami pozostałych uczniów i zmierzenie się z pytaniem, co tak naprawdę oznacza bycie dobrą matką.
Problem w tym, że pomysły Florence mają w sobie tyle wdzięku co logiki. A to zapowiada spektakularną katastrofę.



Macierzyństwo nie jest kolorowe. Nawet jeśli miłość matki do dziecka jest niemierzalna, to sama odpowiedzialność za wychowanie swojej pociechy nastręcza trudności. Bo i – niby – małe dziecko – mały kłopot, duże dziecko – duży kłopot, ale jak ktoś ma dzieci, ten wie, że niezależnie od wieku potrafią one zajść za skórę. Nie żebym teraz coś demonizowała, bo sama matką jestem, ale jeśli ktoś myśli, że to idylla z reklam pieluch, niech sprawdzi na własnej skórze. Da się jednak nad tym wszystkim zapanować, każdy ma swój sposób. Problem pojawia się wówczas, kiedy trzeba chronić swoją latorośl przed czynem, który wykracza poza dopuszczalne normy…
Ta książka mnie po prostu rozłożyła na łopatki. Ja wiem, każdy ma określone poczucie humoru, ale jej vibe idealnie się wpisuje w mój osobisty. Tutaj wiele scen jest absurdalnych, ale to jest tak oryginalna kompilacja thrillera, komedii, kryminału i obyczajówki, że ta konwencja kupiła mnie w całości.
Wróćmy na chwilę do wstępu mojej opinii, a ten nie jest przypadkowy, bo książka „Inne matki mnie nie cierpią” to poniekąd taki portret macierzyństwa. Trochę widzianego w krzywym zwierciadle, ale jeśli się w nim dobrze przejrzeć, to obraz wcale nie tak bardzo przerysowany. Co więcej – w niektórych sytuacjach miałam wrażenie, że oglądam niektóre matki na szkolnym zebraniu w szkole mojego syna. Jedno trzeba powiedzieć – Harman nie tworzy rodzicielek idealnych, na czele z główną bohaterką, ale w całej tej prześmiewczej otoczce kryją się presja, społeczna ocena, ciasne ramy, w które my – kobiety zostajemy wciśnięte, mnogość obowiązków, jakie na matki spadają, a przede wszystkim, że niezależnie od statusu społecznego, macierzyństwo nie jest proste. Zwłaszcza kiedy na polu rywalizacji z innymi zostajemy zupełnie same…
Matki matkami, ale nie sposób nie wspomnieć o intrydze kryminalnej. Ta wydaje się początkowo dosyć sztampowa. Ot, zaginęło dziecko na wycieczce szkolnej, trwają poszukiwania, pewnie się znajdzie. Cóż, kiedy niespodziewanie Florence odkrywa, że do owego zaginięcia mógł się przyczynić jej syn, który miał niedawno zatarg z chłopcem, którego szuka cała szkoła, a co więcej – groził mu śmiercią. To uruchamia lawinę niespodziewanych wydarzeń, które wywrócą fabułę do góry nogami. Tak jak życie głównej bohaterki, która co jak co, ale dla dziecka jest w stanie zrobić wszystko. Absolutnie WSZYSTKO.
I tym płynnym ruchem przechodzimy do humoru, czarnego humoru, ale za to w najlepszym wydaniu. A przynajmniej dla mnie. Uwielbiam taki dystans, próbę przekucia wpadki w sukces, szukanie pozytywów, nawet jeśli ich nie ma, sarkazm, absurdalny vibe, który przewija się przez całą powieść. Ale! Jak się dobrze przyjrzycie, to dostrzeżecie, że w tym całym absurdzie jest metoda, żeby powiedzieć o tym, co niewypowiedziane; by poruszyć tematy, zazwyczaj zamiatane pod dywan. A jeśli przy okazji można się świetnie bawić, to ja jestem na tak. I wy też dajcie się przekonać!

Podsumowując:

„Inne matki mnie nie cierpią” to na pewno najbardziej nieprzewidywalna książka, jaką przeczytałam w tym roku, a także ta, która kupiła mnie tak bardzo, że nie pozwalam o niej powiedzieć złego słowa! 😅 Tu wszystko mi zagrało. Było coś „mojego”, czyli temat macierzyństwa, ale też samotności w tej codziennej walce zwanej życiem. Bohaterka – dla jednych być może irytująca, z niekonwencjonalną wizją macierzyństwa, a dla mnie – kobieta, która kiedyś miała szansę, z której zrezygnowała. A teraz przychodzi być może czas, by przestała ciągle odpuszczać i zrobiła coś dla siebie... Humor – to cała ja. Ciekawa i nieoczywista intryga kryminalna – jest. Subtelne napięcie jak w thrillerze (choć powiedzcie, że subtelne rodzicom zaginionego chłopca 😅) – na pokładzie. Jeśli szukacie książki z oryginalną fabułą, która jest po prostu „inna” w dobrym tego słowa znaczeniu, to bierzcie, czytajcie i bawcie się dobrze.

Książkę można zamówić tutaj: KLIK

 
[materiał sponsorowany przez Wydawnictwo Czwarta Strona Kryminału]


 

 

 

 

Komentarze

instagram

Copyright © NIEnaczytana