"Kiedy cię odnalazłam" - Agnieszka Zakrzewska

Ciężko jest nagle wyrwać siebie samego z korzeniami i przetransportować na inny grunt. Zawsze jest ryzyko, że nie uda nam się na nim wyrosnąć.
Piękna opowieść o trudnej miłości, wybaczaniu i bolesnych wyborach, które kompletnie przestawiają zwrotnice naszego losu.

Claire Hellemans – malarka z Amsterdamu – wychowana przez surową i chłodną matkę, nauczyła się liczyć głównie na siebie. Jej jedyną ostoją pozostaje babcia Omi – ciepła, mieszkająca nad morzem kobieta, z którą łączy ją głęboka więź.
Pewnego dnia, porządkując strych babci, Claire natrafia na tajemnicze zdjęcie. Dostrzega na nim samą siebie, wśród nieznanych jej ludzi, w miejscu, którego nazwy nigdy wcześniej nie słyszała. Zaintrygowana prosi matkę o wyjaśnienie, ale ta stanowczo zabrania córce grzebania w przeszłości. Ukochana Omi również nabiera wody w usta. Claire postanawia wyruszyć do malowniczego miasteczka na Podlasiu, żeby rozwikłać sekret zagadkowej fotografii. Ta niespodziewana podróż zmieni jej całe życie.

Kiedy zapuścimy korzenie, ciężko nam myśleć o tym, że oto nasze miejsce może być zupełnie gdzie indziej. Nasz dom, codzienność – rozgrywać się w zupełnie innej scenerii, wśród innych ludzi. Że to, co zbudowaliśmy przez lata, zostanie niejako zapakowane w „podręczny bagaż”, a my wyruszymy w nową, zupełnie nową drogę. I chociaż to, co nowe kusi, nęci nieznanym i perspektywą lepszej przyszłości, to nigdy nie możemy mieć pewności, że uda nam się zapuścić korzenie i rozkwitnąć w nowej lokalizacji.
Uwielbiam książki Agnieszki Zakrzewskiej za ciepło i życiową mądrość. Za to, że wplata w fabułę holenderskie wątki, jednocześnie, jakby mimochodem – rozkochuje nas w pięknie kraju tulipanów. I chociaż nowa powieść kieruje naszą miłość w zupełnie innym kierunku, to wciąż jest to historia, która splata dwie połówki serca – tę polską i tę holenderską.
Od pierwszych stron czuć wyjątkowy klimat. Odmalowany pięknym językiem obraz, który nie tylko rozbudza czytelniczą wyobraźnię, ale i pachnie… truskawkami. Jest zapowiedzią tajemnicy, na której kanwie Agnieszka Zakrzewska snuje opowieść o przeszłości. Tej, która dla jednych jest nikłym wspomnieniem szczęścia, nieco zatopionym w odmętach niepamięci, a dla innych – przywołuje niechciane emocje, które woleliby pogrzebać na zawsze…
Nie sposób nie polubić głównej bohaterki, która staje się przysłowiową klamrą, która łączy dwa światy. Która wyrusza w podróż do miejsca, jak myśli, jej nieznanego, by rozszyfrować tajemnicę starego zdjęcia. Trafia w sam środek małej społeczności, która poza życzliwością ma w sobie pewną dozę dystansu do obcych. Bo oto na zaufanie trzeba sobie zapracować, zwłaszcza wówczas, gdy ciągnie się za nami cień sekretów, które głęboko ukryte na dnie ludzkich serc, nie chcą wyjść na światło dzienne...
Nowa powieść Agnieszki Zakrzewskiej to opowieść o poszukiwaniu prawdy. I nie tylko tej, która wiąże się z wydarzeniami z przeszłości, ale także tej, która być może przyniesie odpowiedzi na dręczące nas pytania. Która stanie się remedium na chłód, siłą napędową, która rozsypie w drobny mak zbudowany przez lata mur niedopowiedzeń, żalu i niewysłowionego rozczarowania, który rozdzielił dwie bliskie sobie osoby... I to właśnie historię o poszukiwaniu korzeni, tożsamości osadziła autorka na tle podlaskich, pięknych krajobrazów. Stworzyła opowieść, która otula czułością, delikatnie muskającą naszą wrażliwość, by zająć w naszym sercu zasłużone miejsce.

Podsumowując:
Czasami życie serwuje nam przykre niespodzianki i skazuje na lata emocjonalnej banicji. Nieczuły na cierpienie, nasze i bliskich, pozwala, byśmy żyli przeszłością, byśmy nieśli na swych barkach balast wydarzeń, które pozbawiły nas niemal wszystkiego... Ale los bywa przewrotny i w zamian ofiarowuje szansę, która pozwala odkryć prawdę, może bolesną, dla wielu niewygodną, ale potrzebną, by dać szczęście komuś, kto na to bardzo zasługuje… Agnieszka Zakrzewska pozwala, by czytelnik zakochiwał się w jej historii powoli, by zdążył zachwycić się lokalnym krajobrazem, smakami i aromatami Podlasia, by poczuł się jak… w domu. To pełna emocji opowieść o wybaczeniu, bolesnych wyborach, która uświadamia, że nie można odciąć się od przeszłości bez szkody dla siebie, bo nawet jeśli kojarzy nam się ona z czymś przykrym, to dopóki jej nie oswoimy, dopóty nie będziemy w stanie skruszyć muru, który zbudowaliśmy wokół siebie, który postawiliśmy przed ukochanymi osobami… „Kiedy cię odnalazłam” to powieść idealna na jesień, która otula aromatem tajemnicy, pozostawia w sercu ciepło i to nieuchwytne „coś”, co sprawia, że zostaje w nas na długo.
Komentarze
Prześlij komentarz