"Sztorm" - Daria Kaszubowska

 

- To, że gna mnie za polskimi sprawami i zawsze są przez to kłopoty z Niemcami, to prawda. Ale prawdą jest też, że to właśnie ty mnie nauczyłeś tej miłości do Polski, więc teraz nie możesz mieć o to do mnie żalu".

Kaszuby, 1914 rok. Pierwsza wojna światowa odciska piętno na rodzeństwie Stoltmanów.

Janek, Anton i Bruno walczą przeciwko sobie we wrogich armiach. W tym czasie najmłodszy z braci, Piotr, który robi karierę jako gdański prawnik, decyduje się zaryzykować swoją pozycję, by budzić w społeczeństwie kaszubskim ducha patriotyzmu. W rodzinnej wiosce, podzielonej między zwolenników Niemiec a Polski, dochodzi do brutalnego morderstwa. Te przełomowe wydarzenia sprawią, że nic już nie będzie wyglądało jak dawniej…
Daria Kaszubowska snuje swoją sagę w rytmie muskanych powiewem wiatru łanów zboża. Odmalowuje wielobarwny niczym ukwiecona łąka obraz krainy, w której sielska sceneria staje się tłem wielu dramatów. Jej słowa zapisują się w sercach czytelników niczym kaszubski haft, budząc uznanie i szacunek wobec ludzi, którzy z miłości do swojej małej ojczyzny gotowi byli dokonać wielkich czynów.

 

Lokalny patriotyzm wynika z przywiązania do regionu, z którego pochodzimy. Do miejsca, w którym wzrastaliśmy niczym młoda sadzonka, która z czasem zapuszcza korzenie i staje się pięknym symbolem TEJ ziemi. Tej ziemi, która kołysała do snu, która była niemą towarzyszką zabaw, świadkiem smutków i radości, które są naszym udziałem bez względu na to, gdzie rzucił nas los. Miłość do małej ojczyzny kiełkuje od dziecka, by z czasem na stałe rozgościć się w dorosłym już sercu. Uczucie, które okazujemy jej każdego dnia, kiedy jesteśmy jej ambasadorami i czułymi opiekunami. I tę miłość oraz przywiązane, a także chęć podzielenia się nią z innymi, czuć w nowej powieści Darii Kaszubowskiej.
Autorka otwiera drzwi do historii Kaszub. Historii, której większość z nas nie znała. Przeplata losy swoich bohaterów, łącząc je nierozerwalną nicią z ówczesnymi wydarzeniami, sprawiając, że opisana przez nią opowieść nabiera pełnych, trójwymiarowych kształtów. Tu radość przeplata się ze smutkiem, śmierć z życiem, walka o swoje ideały z interesem i chęcią przetrwania. „Sztorm" jest niczym preludium. „Aperitifem”, w którym autorka nęci tym, co będzie dalej. Z jednej strony, odkrywa przed czytelnikiem na tyle dużo, by skupić jego uwagę, a na tyle mało, by pozostawić go z uczuciem głodu na więcej. Ta czytelnicza uczta będzie miała bowiem ciąg dalszy, a my otrzymamy szansę, by delektować się nią przez siedem tomów.
Autorka ukazuje codzienność Kaszubów, którzy byli w tamtych czasach „za mało polscy dla Polaków, za mało niemieccy dla Niemców”. Rytm dnia wyznaczany przez pory roku i obowiązki związane z prowadzeniem gospodarstwa mieszają się tutaj z koszmarem I wojny światowej. Ówczesna brutalna rzeczywistość nie szczędzi bohaterom bólu i strachu przed tym, czy fakt, iż znaleźli się po przeciwnej stronie niż ich bracia, nie sprawi, że będą odpowiedzialni za ich śmierć... To w tych ekstremalnych warunkach na światło dzienne wychodzą przywiązanie do swojego pochodzenia i jego brak. Chęć ucieczki od wszystkiego, co kaszubskie i wyrzuty sumienia, które każą zboczyć z raz obranej ścieżki. „Sztorm” to emocjonalny obraz burzliwej historii Kaszub, która wiązała się z walką o niezależność i zachowaniem tożsamości narodowej.
Bohaterowie powieści Darii Kaszubowskiej są równie wyraziści. Pełni sprzeczności, wewnętrznego rozdarcia, zagubienia pomiędzy tym, co w głowie, a tym, co w sercu, uwikłani w ówczesne podziały. Jednak ja najbardziej polubiłam Pelagię. Pozornie stanowcza i nieufna dla obcych, ale w głębi duszy serdeczna i oddana swojej rodzinie. Matka, która nade wszystko stawiała dobro dzieci, która prawdziwie była jak „Westa ogniska domowego”, miejsca spotkań rodziny i okolicznych sąsiadów. Miejsca, w którym świętowano radosne momenty, kultywowano tradycję, ale i rozprawiano nad aktualną sytuacją, niejednokrotnie popadając w konflikty, które wynikały z odmiennego podejścia do sprawy. Strażniczka i opoka miejsca, do którego zawsze mogły wrócić jej dzieci. Te, które los rzucił w niepewne i okrutne raniona wojennej zawieruchy, ale i ten, którego nazwać można synem marnotrawnym. Zawsze z otwartymi ramionami, pomimo bólu i łez wylanych za tymi, którym nie było dane więcej progu ojcowej chaty przekroczyć...

Podsumowując:

Czy gdyby autorka nie była Kaszubką, jej powieść miałaby inny wydźwięk? Mniej emocjonalny i prywatny? Zapewne tak. Cieszę się jednak, że o swojej małej ojczyźnie opowiada właśnie Ona, bo dzięki temu poza zachwytem nad pięknem regionalnego krajobrazu, mamy okazję odkryć także tę mniej urokliwą jego część, wynikającą z trudnej historii Kaszub. I te emocje są bardzo mocno wyczuwalne podczas lektury. Czytelnik ma poczucie pewnego rodzaju odpowiedzialności za to, by z pełnym skupieniem wsłuchać się w słowa Darii Kaszubowskiej, która snuje opowieść o swojej ukochanej Tatczëznie, kreśląc ją z ogromną wrażliwością i otwartością. Dzieli się nie tylko, poniekąd, spuścizną tego regionu, ale i kawałkiem swojego kaszubskiego serca, co sprawia, że powieść nabiera zupełnie innego wymiaru, a jej odbiór jest w pewnym stopniu niezwykle osobisty. Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy.

Książkę można zamówić tutaj: KLIK
 
 [Post sponsorowany przez Wydawnictwa FLOW].

 

Komentarze

instagram

Copyright © NIEnaczytana