"PS. Dzięki za zbrodnie" - Elly Griffiths

  

- To całe czytanie… – rzuca Neil. – Niedługo wstąpisz do klubu książki, Harbinder. – Jeśli do tego dojdzie, będziesz mógł mnie zastrzelić, masz moje pozwolenie”.

Śmierć chorej na serce dziewięćdziesięciolatki nie powinna budzić podejrzeń. I nie budzi. W każdym razie w zeznaniu Natalki, opiekunki zmarłej Peggy Smith, detektyw sierżant Harbinder Kaur nie znajduje nic niezwykłego…

Dopóki nie dowiaduje się od Natalki, że starsza pani kłamała na temat stanu swojego serca, a ostatnio była przekonana, że ktoś ją śledzi. Jakby tego było mało, biblioteczka zmarłej obfituje w niezwykłą liczbę kryminałów, wszystkie z dedykacją „dla Peggy”. A każdy thriller psychologiczny, do którego zajrzała Natalka, zawiera tajemniczy dopisek „PS. Dla PS”.
Okazuje się, że Peggy Smith była konsultantką do spraw morderstw. Na zlecenie poczytnych pisarzy opracowywała wymyślne scenariusze śmierci, a o zabijaniu wiedziała więcej niż ktokolwiek inny.
Kiedy do mieszkania Peggy wdziera się uzbrojony zamaskowany napastnik, kradnie jedną z książek, a jej autor wkrótce zostaje znaleziony martwy, detektyw sierżant Harbinder Kaur wie już, że coś takiego jak niepodejrzana śmierć nie istnieje…

Wątek książek w książkach nie jest nagminnie wykorzystywany. Dlatego, kiedy trafi się taka pozycja, zawsze wzbudza we mnie uczucie ekscytacji. Nie inaczej było w przypadku „PS. Dzięki za zbrodnie”. Zaczęło się niby niewinnie. Sędziwa staruszka umiera. I w zasadzie nic dziwnego, skoro dożyła zacnego wieku dziewięćdziesięciu wiosen. Ale jednak opiekunka seniorki ma zastrzeżenia, a informacje, jakie przekazuje ona detektyw Harbinder Kaur, są dosyć nietypowe. Okazuje się, że Peggy Smith była konsultantką do spraw morderstw, co oznacza, że była nieocenioną pomocą dla pisarzy kryminałów, którzy często wymieniali ją w podziękowaniach. Czy to mogło w jakiś sposób przyczynić się do jej odejścia z tego świata?
To było moje pierwsze spotkanie z twórczością Elly Griffiths, więc zupełnie nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Opis zachęcał, więc zagłębiłam się w lekturze. I muszę Wam powiedzieć, że to z całą pewnością jedna z takich książek, przy której należy się skupić. Bowiem zarówno kolejne postaci, jak i wątki wysypywały się niczym z rękawa. Przyznaję, że
momentami trochę się gubiłam, ale generalnie po chwili zawahania, wracałam na właściwe tory, próbując dotrzymać kroku detektyw Harbinder Kaur. Zresztą nie tylko kolejne poszlaki zaczynały wychodzić na światło dzienne, ale śmierć starszej pani zdaje się była dopiero początkiem. Niczym domino, które pociągnęło za sobą kolejne zgony. I ewidentnie coś je łączy. Pytanie tylko co i w jaki sposób? 
Narracja w książce prowadzona jest wielotorowo, co z jednej strony daje szerokie spectrum spojrzenia na całą sytuację i jest okazją do bliższego poznania bohaterów, a z drugiej nieźle miesza w głowie czytelnikowi, który próbuje poskładać te porozrzucane puzzle w jedną całość. A nie jest to łatwe zadanie, bowiem samozwańcza grupa detektywów amatorów snuje kolejne teorie wyprowadzając nas co chwilę na czytelnicze manowce. Nie wiem, czy to określenie będzie adekwatne, bo w końcu to kryminał, a nie komedia, ale miałam poczucie, że ta historia jest zbudowana na fundamencie angielskiego humoru, który nie jest tutaj oczywisty, niemniej taką nutę niedopowiedzianego żartu, czegoś niepoważnego, „czuć w powietrzu”. A przynajmniej ja to czułam, co sprawiało, że trochę z przymrużeniem oka patrzyłam na rozwój wydarzeń. Być może miały na to wpływ postaci, które były nieco ekscentryczne. No może poza detektyw Kaur.


Podsumowując:

Podobało mi się to, iż autorka utkała tę opowieść na kanwie wątku książkowego, zdradzając nieco smaczków z życia pisarzy. Fabuła jest zagmatwana, zagadka ciekawa, co traktuję jako plus, a całość to swego rodzaju hołd dla klasycznej angielskiej powieści detektywistycznej. Postaci z jednej strony, mogą wzbudzać sympatię, a z drugiej, wywoływać uśmiech zażenowania, bo w moim odczuciu niektóre były nieco… ciamajdowate. To sprawiało, że historia miała satyryczny wydźwięk, a detektyw Kaur zdawała się jedyną bohaterką, która traktuje sprawę poważnie i chce, zachowując profesjonalizm, wyjaśnić zagadkę kolejnych zgonów. Jeśli zatem szukacie lekkiego kryminału, pozbawionego krwawych scen, to „PS. Dzięki za zbrodnie” będzie dobrym wyborem. 
 
Książkę można zamówić tutaj: KLIK
 
 
[materiał sponsorowany przez Wydawnictwo Albatros]
https://www.facebook.com/WydawnictwoAlbatros/

 


Komentarze

instagram

Copyright © NIEnaczytana