"Zima w Małej Przytulnej" - Magdalena Witkiewicz
– Jak się miłość rodzi, to wszyscy się uśmiechają. A najbardziej ci zakochani. Uśmiechają się do przypadkowo napotkanych na ulicy ludzi i zarażają swoim szczęściem.
Mroźna zima okryła Małą Przytulną puszystą śnieżną pierzynką.
Na choince przed domem Gabrysi, która rozświetla ogród przez cały rok, zawisły kolorowe pierniczki, a do zielarni pod starym dębem zawitali zagraniczni goście, którzy zostaną dłużej, niż ktokolwiek się tego spodziewał. Chciałoby się powiedzieć, że na ulicach miasteczka można będzie usłyszeć język Balzaca, jednak on chyba nie używał tak niecenzuralnych słów...
Mimo zimowej aury w sercach mieszkańców Małej Przytulnej panuje wiosna. Nic więc dziwnego, że wokół bujnie rozkwita miłość, która nie zna ograniczeń i rozbłyśnie dla niektórych niczym wyczekiwana pierwsza gwiazdka. Kto zdobędzie względy francuskiego arystokraty? Czy Balbina nauczy się korzystać ze swojego prezentu świątecznego? I czy koza, należąca do zakochanego (a jakże!) aptekarza, w końcu przemówi ludzkim głosem?
Magdalena Witkiewicz ponownie przenosi swoich czytelników do świata, w którym przyjaźń i miłość są najważniejsze, a jeśli wydawało wam się, że Mała Przytulna nie może być bardziej urokliwa, koniecznie wybierzcie się do niej wtedy, kiedy pachnie cynamonem, pomarańczą i goździkami.
Czy można naprzemiennie śmiać się w głos i płakać podczas lektury? Można. A czy można wzruszać się, czytając pocztówki z życzeniami? A jak, nawet bardzo. Czy można zatem nucić coś pod nosem, coraz bardziej wkręcając się w świąteczny klimat? Wiadomo! A czy da się poczuć wielki głód i zapragnąć nagle, by zjeść „roszół, kura, krowa, waziwa”? Sami sprawdźcie! Magdalena Witkiewicz przygotowała dla nas bowiem bożonarodzeniową ucztę z dużą dawką uczucia.
Aż chciałoby się zanucić: „Love Is All Around”, bo to właśnie miłość króluje w tej części opowieści o losach mieszkańców Małej Przytulnej. Tak dobrze było tam wrócić, by przycupnąć na chwilę w gościnnych progach tego miejsca i z wypiekami na twarzy obserwować, co też spotka naszych ulubieńców w tym wyjątkowym czasie oczekiwania na Boże Narodzenie. A dzieje się dużo!
Przede wszystkim czekałam oczywiście na Gabrysię, bo ta dziewczynka od pierwszego tomu serii zapadła mi w pamięć. I nie zawiodła i tym razem, a do tego, to właśnie jej wielkie serce i wyjątkowy pomysł na podarunki dla tych, których kocha, najbardziej mnie rozczuliły. Swoją drogą doszłam do wniosku, że każda mała lub większa społeczność powinna mieć w swoich „szeregach” takiego małego promyczka, który nie tylko rozjaśnia dzień, ma w sobie dużo, jak na jej wiek, życiowej mądrości, ale jeszcze potrafi zdziałać cuda, nie tylko od święta.
Magdalena Witkiewicz bawi i wzrusza, kreśląc historie te bliższe i te dalsze, bo zajrzymy również w przeszłość, by lepiej zrozumieć wybory i zachowanie niektórych z bohaterów. Stąd też zahaczymy na przykład o Paryż, a także przemierzymy szpitalne korytarze, które były świadkiem rodzącego się uczucia. Zresztą mam wrażenie, że autorka otworzyła worek z prezentami i większość z wykreowanych przez siebie postaci, obdarowała szansą na to wyjątkowe uczucie właśnie. Niektórzy będą się wzbraniać, inni zaś dadzą się porwać w ramiona emocji, by trochę „źle się prowadzić” niejako na własne życzenie. Jeszcze inni odkryją, czym jest potęga internetu i to, że czasami może on pomóc odzyskać nam coś, co kiedyś straciliśmy w wyniku braku podjęcia szybkiej decyzji. I wówczas zrozumiemy, że choć minionych lat nie można odzyskać, to wciąż przed nami jeszcze wiele chwil, z których, jak z cytryny, można wycisnąć całe pokłady szczęścia…
W nowej książce, w moim odczuciu, autorka „odkurzyła” pewien zwyczaj, który pomału odchodzi do przysłowiowego lamusa, wypierany przez postęp technologiczny, a może nasze lenistwo? Mam tu na myśli tradycję wysyłania kartek pocztowych z życzeniami świątecznymi. W dzisiejszych czasach skupiamy się raczej na SMS-ach lub mailach, a ta piękna forma powiedzenia komuś „kocham cię, jesteś dla mnie ważny” czy „bądź szczęśliwy, Wesołych Świąt” staje się coraz rzadziej wykorzystywaną formą kontaktu. A szkoda… I jak bardzo szkoda oraz to, jak wielką moc ma nakreślonych odręcznie parę słów od serca, zdaje się uświadamiać każdemu, kto o tym zapomniał, Magdalena Witkiewicz. I robi to w tak uroczy i jednocześnie poruszający sposób, że czytając każdą z pocztówek, płakałam jak bóbr. Ot co! I nie dlatego, że niosły ze sobą smutne wieści. Wręcz przeciwnie – były po prostu takie… kochane.
Podsumowując:
„Love Is in the Air” wciąż grało w mojej głowie, nawet długo po zakończeniu lektury „Zimy w Małej Przytulnej”. Bo czyż nie miłość właśnie może zdziałać cuda? No i Święta rzecz jasna, bo w końcu w tym okresie jesteśmy na te cuda tak jakby bardziej podatni… Nowa książka Magdaleny Witkiewicz to kolejna ciepła opowieść, która otula nas klimatem Bożego Narodzenia. Która pokazuje, że kiedy się zejdą dwie samotności, to z tego może być coś fajnego. Że nie ma nic lepszego niż pomilczeć w towarzystwie, a drugi fotel musi być, by zawsze ktoś chciał zająć miejsce obok nas. Opowieść o wyjątkowej społeczności, w skład której wchodzą ludzie o wielkich sercach otwartych dla każdego i o każdej porze roku. Zimowa książka autorki to historia do pośmiania się i do wzruszeń, pełna miłości, która może nas dojrzeć zupełnie przypadkiem, także, jeśli myśleliśmy, że najlepsze już za nami albo że do tego uczucia się po prostu… nie nadajemy. To taka powieść, która rozchmurzy nawet największego ponuraka, bo zawiera w sobie wiele dobra wszelakiego. Cytując jednego z bohaterów: ma w sobie „szysko la szyskich”. Czytajcie, „dopsze”?
Komentarze
Prześlij komentarz