"Leśne cuda" - Sylwia Kubik
Ta dziewczyna potrafiła zarażać emocjami. Gdy było jej smutno, człowiek wręcz współodczuwał ten smutek. Kiedy była radosna, ta radość wypełniała wszystkich wokół".
W internecie Michalina ma status gwiazdy. Wiele kobiet chętnie zamieniłoby się z nią na jej życie w sielskiej, kurpiowskiej wsi.
Ale nie każdy jej obserwator wie, że to los zadecydował za dziewczynę, gdzie będzie mieszkać. Nie tylko nie pozostawił jej wyboru, ale pewnego listopadowego dnia postanowił namieszać po raz kolejny. Kiedy Michalina wraz ze swym znajomym Dominikiem wracali do domu ich oczom ukazał się niecodzienny widok. W mokrym, padającym śniegu, tuż przed koła ich samochodu wybiegł koń. I już na pierwszy rzut oka widać było, że zwierzę jest nie tylko zabiedzone, ale i ranne. Młodzi ludzie nie mogli przejechać obojętnie obok biednego zwierzęcia i otoczyli je opieką, nie zdając sobie sprawy, że to dopiero początek wydarzeń, które nieźle namieszają w ich życiu. Czy rozpoczęta w śnieżny, listopadowy dzień historia znajdzie szczęśliwy finał?
Znam twórczość Sylwii Kubik i w sumie spodziewałam się, że w przypadku powieści świątecznej nie pójdzie na łatwiznę. I miałam rację. W nowej książce autorka wkracza nie tylko w czas pachnący piernikami, ale i… do świata influencerów, który pokazuje bez upiększania i słodzenia – a wręcz przeciwnie. Autorka dotyka spraw mi bliskich, a podejście Michaliny jest zbieżne z moim, dlatego tym bardziej przeżywałam jej sytuację. Sylwia Kubik jest dobrym obserwatorem, dlatego przedstawione w jej książce sytuacje dotyczące ciemnej strony blogosfery są trafne. Tak jak frustracja, że na pewne działania nie mamy wpływu, a przepisy są zwyczajnie… dziurawe.
Jednak „Leśne cuda” nie skupiają się wyłącznie na kwestiach związanych z etyką w sieci, a przede wszystkim na historii Bucefała. Konia, którego nasza bohaterka znajduje wraz z Dominkiem, gościem sąsiadki jej dziadka, u którego mieszka. Jest on w opłakanym stanie, jego życie wisi na włosku, a jednak młodzi przy wsparciu bliskich postanawiają odkryć, kto tak okrutnie potraktował zwierzę. Sylwia Kubik w swojej książce pokazuje, że są dwa rodzaje ludzi. Ci, którzy mają wielkie serca i podejmują walkę o zdrowie Bucka, ale i tych, którzy, choć pracują w instytucjach, którym powinno leżeć na sercu to, jaki los czeka zwierzaka, są zupełnie nieczuli. Jak i niektóre osoby, które powinny zostać potraktowane w taki sposób jak... koń. Być może wtedy okazałyby trochę człowieczeństwa… Te moje stwierdzenia są być może dosyć radykalne, ale historię o losach Bucefała czyta się z takimi emocjami, że czasami sama miałam ochotę wejść do świata bohaterów, stanąć z nimi ramię w ramię i wspólnie podjąć drastyczne kroki, by ci, którzy na to zasłużyli, ponieśli karę za swoją bezduszność!
Na tle opowieści o walce o zdrowie i życie zwierzęcia, rozgrywa się też opowieść o miłości. Moje serce skradła ta dojrzała historia dwojga ludzi, z których los zdaje się zakpił, odbierając szansę na wspólne życie. Ale jak to mówią: „co się odwlecze, to nie uciecze”, dlatego też trzymałam kciuki za naszą parę już nie-młodzieniaszków, z rozrzewnieniem śledząc wydarzenia z ich udziałem. A także za inną parę, której przepychanki słowne zdawały się odzwierciedleniem słów, że kto się czubi, ten się lubi…
Podsumowując:
Choć może nie od pierwszych stron książka Sylwii Kubik wprowadza nas w świąteczną atmosferę, to jednak ona „pcha się” na światło dzienne i jest wpleciona subtelnie między wierszami. Plany strojenia kościoła, przygotowanie własnoręcznie zrobionych ozdób – darów lasu, aromat piernika unoszący się w kuchni, to wszystko sprawia, że skupieni na losach Bucefała, zdajemy się nie dostrzegać pierwszych symptomów Bożego Narodzenia. A jednak ono nadchodzi, wlewając w nasze serca radość i nadzieję, by dać nam możliwość celebrowania z najbliższymi tego wyjątkowego okresu w roku, kiedy dzieją się prawdziwe cuda. Niepostrzeżenie, jak to w życiu, a to trzeba przeżyć jak najpiękniej, mimo wszelkich trosk i przeszkód, jakie czasem rzuca nam pod nogi.
Komentarze
Prześlij komentarz