"Szczęście z piernika" - Tomasz Betcher
Wyobraziła sobie, jak ciepło jej ciała przenika do ciasta, i ku swojemu zdumieniu stwierdziła, że twarda bryła z każdą chwilą coraz chętniej tańczy pod jej dłońmi. (...) - Pamiętaj, dziecko - powiedziała babcia, kiedy wróciła do swojego ciasta. - Z ludźmi jest dokładnie tak samo. Potrzebują jedynie odrobiny ciepła, że dać się uformować."
To było moje pierwsze spotkanie z twórczością Tomasza Betchera. Jednak coś mnie do tej książki ciągnęło. Czy miałam nosa do tej historii?
Szczęście z piernika to historia trojga ludzi, których ścieżki
przecinają się w Toruniu tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Kalina to
dziewczyna z charakterem, która o piernikach wie wszystko. Rafał
próbuje na nowo odnaleźć się w rzeczywistości, za którą przestał
nadążać, a wchodząca w dorosłość Oliwia ma nadzieję na lepszą
przyszłość. Klimatyczna piernikarnia i jeden z najbardziej tradycyjnych
polskich przysmaków – piernik – narobią niezłego zamieszania w życiu
bohaterów. Zasypane śniegiem miasto, poruszające serca dźwięki gitary i
pachnąca piernikami kawiarnia – czy to dobry przepis, aby zakochać się w
Toruniu?
Po zakończeniu lektury książki Tomasza Betchera, pierwsze co chciałam powiedzieć to: ja pierniczę! Jaka to była fajna opowieść! Naprawdę, bardzo podobała mi się historia stworzona przez autora, ale nie dlatego, że jest ona zakwalifikowana do powieści świątecznych, które bardzo lubię, ale dlatego, że ma w sobie niepowtarzalny klimat, pachnący przyprawą korzenną i pełnokrwiste postaci, które zdobyły moją sympatię. Ale od początku.
Cała opowieść w zasadzie oscyluje wokół tytułowego piernika i gra on tutaj naprawę pierwsze skrzypce. Mamy do czynienia z tajemniczą recepturą babci, zdolną wnuczką - spadkobierczynią sekretu, która wyczarowuje z ciasta prawdziwe cuda. Pokochałam całym sercem Toruń, jego piernikową historię, kawiarenkę Kaliny i wszystko to, co autor na temat miasta i samych ciastek, zawarł w swojej książce. Tak sobie tylko myślę o tym świątecznym klimacie... Bo w zasadzie pierniki same w sobie z założenia są przysmakiem, czy symbolem Bożego Narodzenia, a jednak dla mnie była to bardziej opowieść obyczajowa, trochę refleksyjna, momentami nawet smutna, niż słodka i świąteczna. Niemniej jednak to właśnie sprawia, że odebrałam ją bardzo pozytywnie. Podobało mi się w jaki sposób autor wykreował swoich bohaterów. Zupełnie realne problemy z jakimi musieli się zmagać oraz ich indywidualne życiowe zawirowania, były dla mnie jednym z głównych "wabików", jeśli chodzi o "Szczęście z piernika". Prawdziwi, nieidealni, momentami zupełnie niepoprawni, los dał im w kość, a przez to stali się mi bliscy. Dla mnie to wszystko sprawiło, że nie odebrałam ich jedynie jako postaci, które narodziły się na potrzeby tej konkretnej książki - ja naprawdę przeżywałam z nimi wszystkie emocje. I to zaliczam jako kolejny atut tej historii.
Podsumowanie:
"Szczęście z piernika" Tomasza Betchera kusi piernikową okładką. Kusi także niepowtarzalnym klimatem, którym autor obdarowywuje w tej opowieści swoich czytelników. To książka, która wprowadzi was w klimat Bożego Narodzenia, a towarzyszyć wam będą ciekawe postaci, których historię warto poznać. To opowieść o nieprzewidywalności losu, o konsekwencjach raz podjętych decyzji, miłości oraz o szczęściu, które czasem naprawdę pachnie... piernikiem. I ten zapach potrafi otulić nawet najbardziej poranione i zmarznięte serca. Polecam!
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu W.A.B.
Komentarze
Prześlij komentarz