"Lilie królowej. Wilczyce" - Lucyna Olejniczak - patronat medialny
- Nie o wszystkim jesteśmy w stanie pomyśleć i odpowiednio zareagować. Czasami żal przesłania nam jasny osąd".
Zbliża się koniec czternastego stulecia. Wbrew apokaliptycznym przepowiedniom Kraków ma ważne powody do świętowania. Oto królowa Jadwiga wreszcie spodziewa się potomka.
Niestety, radość poddanych po kilku miesiącach zmienia się w wielki smutek i żal. Nad królestwem powoli zaczynają się zbierać ciemne chmury. Bezlitosny żywioł zmiecie wszystko, co napotka na drodze.
Na szczęście nic nie jest w stanie zagrozić przyjaźni Amalii i Mildy. Czas płynie szybko, ich dzieci wchodzą już w dorosłość. Chociaż Małgorzata i Tomko różnią się od siebie jak ogień i woda, to wybory i życiowe ścieżki obojga okazują się bardzo podobne.
Nadchodzi rok 1410 i pod Grunwaldem rozstrzygają się losy Królestwa Polskiego.
Także dla Mildy coś się kończy i coś zaczyna.
Na szczęście nic nie jest w stanie zagrozić przyjaźni Amalii i Mildy. Czas płynie szybko, ich dzieci wchodzą już w dorosłość. Chociaż Małgorzata i Tomko różnią się od siebie jak ogień i woda, to wybory i życiowe ścieżki obojga okazują się bardzo podobne.
Nadchodzi rok 1410 i pod Grunwaldem rozstrzygają się losy Królestwa Polskiego.
Także dla Mildy coś się kończy i coś zaczyna.
Lecz pewne tajemnice muszą nimi pozostać na zawsze…
Pora się pożegnać! Ale to pożegnanie wywołuje we mnie skrajne emocje. Z jednej strony, cudownie było znów zanurzyć się w opowieści snutej przez Lucynę Olejniczak, a z drugiej, tak bardzo zżyłam się z wykreowanymi przez nią postaciami, wsiąknęłam w odmalowaną szczegółowo średniowieczną rzeczywistość, że chętnie „zostałabym” tam jeszcze choć przez chwilę… Nie bez żalu zatem przewróciłam ostatnią stronę powieści „Lilie królowej. Wilczyce”, by zajęła honorowe miejsce obok poprzednich części.
W czwartym tomie znajdziecie coś dla miłośników historii, która dotyczy wydarzeń toczących się na polu bitwy. Autorka przenosi nas bowiem m.in. nad Worsklę, byśmy oczami bohatera mogli śledzić nastroje jednej ze stron konfliktu. Nakreślone jej ręką obrazy są niczym żywe. Niemal widzimy poczynania walczących, słyszymy odgłosy bitwy, aż wreszcie jesteśmy niemymi świadkami niezwykłej sceny, przy której pojawiły się u mnie łzy wzruszenia. Nie spodziewałam się, że doświadczę takich emocji w związku z pożegnaniem tej postaci. Scena śmierci była bardzo przejmująca, a ostatnie kadry widziane oczami odchodzącego bohatera, chwytały za serce. To był jeden z takich fragmentów powieści, który wywołał we mnie ambiwalentne uczucia. Z jednej strony, bardzo mną wstrząsnął, a z drugiej, niemal poczułam ukojenie i spokój, jaki spłynął na tę postać w momencie ostatniego spojrzenia na otaczający ją świat…
Lucyna Olejniczak z dbałością o szczegóły odmalowuje portret średniowiecznego Krakowa. Mamy okazję zobaczyć, jak w tamtych czasach żyli ludzie, czym się zajmowali, z jakimi troskami musieli się zmagać. Niemal słyszymy odgłosy codziennego zgiełku, nawoływania przekupek, czy kłótnie, albo śmiech wszędobylskich dzieci. Autorka opisuje ówczesną rzeczywistość, również niechęć skierowaną do mieszkańców żydowskiego pochodzenia, a także przebieg pogromu, który nastąpił w 1407 roku. Ukazane przez nią kadry spójne są z faktami, które mówią o tamtych rozruchach, które zaczęły się od spustoszenia domów, a potem tłum skupił się na ataku na Żydów, nie mając żadnej litości. W powieści jednak nie każdy był przeciwny przedstawicielom tego narodu, bowiem autorka pokazuje ludzi, którzy stali w tej sprawie po dwóch stronach barykady. Tych, którzy wierząc w rzekome występki Żydów, które związane były z krwawymi obrzędami, nie bacząc na nic, dokonali rzezi, ale także tych, którzy próbowali stanąć w ich obronie, ryzykując własne życie, by ocalić chociaż jednostki…
Wykorzystane przez Lucynę Olejniczak fakty są potwierdzeniem, jak wartościowa jest to pozycja. ”Saga średniowieczna” to bowiem nie tylko napisana z rozmachem, przepięknym, pasującym do epoki językiem, fikcyjna opowieść, ale także nakreślony bez ubarwiania obraz ówczesnego Krakowa. Jego jasnej, ale i tej mrocznej strony, wynikającej z ludzkiej bezduszności, podatności na manipulację, a także wąskich horyzontów i braku podstawowej wiedzy. Z kart powieści wyłania się bowiem obraz tych, którzy byli niczym „zapłon” – wystarczyła dobrze wykrzesana iskra, która podjudziła tłumy, by te skierowały się przeciwko bliźnim, którzy w ich mniemaniu zasługiwali na potępienie. Autorka w sposób niedostrzegalny splotła opowieść będącą wynikiem jej wyobraźni z historyczną prawdą, co sprawia, że granica między tymi elementami się zaciera, dając wiarygodne świadectwo tamtych czasów i jednocześnie serwując nam – czytelnikom pełną emocji literacką podróż w przeszłość.
Podsumowując:
Podtytuł „Wilczyce” można w moim odczuciu traktować wielorako. Dosłownie, w ujęciu nieco metafizycznym, ale dostrzegam w nim także analogię związaną z przedstawicielką nowego pokolenia silnych kobiet, jaką jest Małgorzata. „Młoda wilczyca” jest reprezentantką tych niewiast, które idą o krok dalej. W stosunku do swoich babek i matek, które albo godziły się z zaplanowanym dla nich losem, albo chciały coś zmienić niejako w nieoficjalny sposób. Wykonywać obowiązki przeznaczone mężczyznom, lecz tylko w zawoalowanej formie. Tymczasem córka Amalii wbrew konwenansom i ustalonym regułom nie zgadza się na poddanie się im, nie chce tkwić w skostniałych schematach. Dziś zapewne jej postawa byłaby czymś normalnym, kiedyś zaś reprezentowała typ kobiet nieokiełznanych, które stały się synonimem nieposłuszeństwa. I muszę przyznać, że jej postać dodaje całej powieści innego wymiaru, nieco bardziej uniwersalnego, który pokazuje, że w każdym pokoleniu są ludzie, którzy mogą coś zmienić na lepsze. Którzy mają odwagę, by walczyć o swoje i żyć na własnych warunkach. Seria Lucyny Olejniczak to idealna pozycja dla tych, którzy cenią świetną prozę, w której historia nie jest wyłącznie tłem, ale równoległym bohaterem. To opowieść o miłości, niezwykłej przyjaźni, kobiecych troskach oraz determinacji w dążeniu do wytyczonego celu. A także o tajemnicach, które czasami muszą pozostać w ukryciu na zawsze… Polecam!
Pora się pożegnać! Ale to pożegnanie wywołuje we mnie skrajne emocje. Z jednej strony, cudownie było znów zanurzyć się w opowieści snutej przez Lucynę Olejniczak, a z drugiej, tak bardzo zżyłam się z wykreowanymi przez nią postaciami, wsiąknęłam w odmalowaną szczegółowo średniowieczną rzeczywistość, że chętnie „zostałabym” tam jeszcze choć przez chwilę… Nie bez żalu zatem przewróciłam ostatnią stronę powieści „Lilie królowej. Wilczyce”, by zajęła honorowe miejsce obok poprzednich części.
W czwartym tomie znajdziecie coś dla miłośników historii, która dotyczy wydarzeń toczących się na polu bitwy. Autorka przenosi nas bowiem m.in. nad Worsklę, byśmy oczami bohatera mogli śledzić nastroje jednej ze stron konfliktu. Nakreślone jej ręką obrazy są niczym żywe. Niemal widzimy poczynania walczących, słyszymy odgłosy bitwy, aż wreszcie jesteśmy niemymi świadkami niezwykłej sceny, przy której pojawiły się u mnie łzy wzruszenia. Nie spodziewałam się, że doświadczę takich emocji w związku z pożegnaniem tej postaci. Scena śmierci była bardzo przejmująca, a ostatnie kadry widziane oczami odchodzącego bohatera, chwytały za serce. To był jeden z takich fragmentów powieści, który wywołał we mnie ambiwalentne uczucia. Z jednej strony, bardzo mną wstrząsnął, a z drugiej, niemal poczułam ukojenie i spokój, jaki spłynął na tę postać w momencie ostatniego spojrzenia na otaczający ją świat…
Lucyna Olejniczak z dbałością o szczegóły odmalowuje portret średniowiecznego Krakowa. Mamy okazję zobaczyć, jak w tamtych czasach żyli ludzie, czym się zajmowali, z jakimi troskami musieli się zmagać. Niemal słyszymy odgłosy codziennego zgiełku, nawoływania przekupek, czy kłótnie, albo śmiech wszędobylskich dzieci. Autorka opisuje ówczesną rzeczywistość, również niechęć skierowaną do mieszkańców żydowskiego pochodzenia, a także przebieg pogromu, który nastąpił w 1407 roku. Ukazane przez nią kadry spójne są z faktami, które mówią o tamtych rozruchach, które zaczęły się od spustoszenia domów, a potem tłum skupił się na ataku na Żydów, nie mając żadnej litości. W powieści jednak nie każdy był przeciwny przedstawicielom tego narodu, bowiem autorka pokazuje ludzi, którzy stali w tej sprawie po dwóch stronach barykady. Tych, którzy wierząc w rzekome występki Żydów, które związane były z krwawymi obrzędami, nie bacząc na nic, dokonali rzezi, ale także tych, którzy próbowali stanąć w ich obronie, ryzykując własne życie, by ocalić chociaż jednostki…
Wykorzystane przez Lucynę Olejniczak fakty są potwierdzeniem, jak wartościowa jest to pozycja. ”Saga średniowieczna” to bowiem nie tylko napisana z rozmachem, przepięknym, pasującym do epoki językiem, fikcyjna opowieść, ale także nakreślony bez ubarwiania obraz ówczesnego Krakowa. Jego jasnej, ale i tej mrocznej strony, wynikającej z ludzkiej bezduszności, podatności na manipulację, a także wąskich horyzontów i braku podstawowej wiedzy. Z kart powieści wyłania się bowiem obraz tych, którzy byli niczym „zapłon” – wystarczyła dobrze wykrzesana iskra, która podjudziła tłumy, by te skierowały się przeciwko bliźnim, którzy w ich mniemaniu zasługiwali na potępienie. Autorka w sposób niedostrzegalny splotła opowieść będącą wynikiem jej wyobraźni z historyczną prawdą, co sprawia, że granica między tymi elementami się zaciera, dając wiarygodne świadectwo tamtych czasów i jednocześnie serwując nam – czytelnikom pełną emocji literacką podróż w przeszłość.
Podsumowując:
Podtytuł „Wilczyce” można w moim odczuciu traktować wielorako. Dosłownie, w ujęciu nieco metafizycznym, ale dostrzegam w nim także analogię związaną z przedstawicielką nowego pokolenia silnych kobiet, jaką jest Małgorzata. „Młoda wilczyca” jest reprezentantką tych niewiast, które idą o krok dalej. W stosunku do swoich babek i matek, które albo godziły się z zaplanowanym dla nich losem, albo chciały coś zmienić niejako w nieoficjalny sposób. Wykonywać obowiązki przeznaczone mężczyznom, lecz tylko w zawoalowanej formie. Tymczasem córka Amalii wbrew konwenansom i ustalonym regułom nie zgadza się na poddanie się im, nie chce tkwić w skostniałych schematach. Dziś zapewne jej postawa byłaby czymś normalnym, kiedyś zaś reprezentowała typ kobiet nieokiełznanych, które stały się synonimem nieposłuszeństwa. I muszę przyznać, że jej postać dodaje całej powieści innego wymiaru, nieco bardziej uniwersalnego, który pokazuje, że w każdym pokoleniu są ludzie, którzy mogą coś zmienić na lepsze. Którzy mają odwagę, by walczyć o swoje i żyć na własnych warunkach. Seria Lucyny Olejniczak to idealna pozycja dla tych, którzy cenią świetną prozę, w której historia nie jest wyłącznie tłem, ale równoległym bohaterem. To opowieść o miłości, niezwykłej przyjaźni, kobiecych troskach oraz determinacji w dążeniu do wytyczonego celu. A także o tajemnicach, które czasami muszą pozostać w ukryciu na zawsze… Polecam!
Komentarze
Prześlij komentarz